niedziela, 29 czerwca 2008

damsko-męskie i małżeńskie

ślubny: blondyneczka!! myśleć!! myśleć - nie zaboli na pewno... (po kolejnym moim pytaniu z cyklu "a dlaczego")

                                 ***
ślubny: fajne nawet te buty - nie muszę się tak bardzo schylać, żeby ciebie pocałować...

                                 ***
ślubny: przecież każdy ruch na komputerze można prześledzić
ja: a śledzisz?
ślubny: najpierw musiałbym się w weekend do niego dopchać

                                ***
ja: idę po winko
ślubny: tak, idź kochanie sama, bo ja ci chyba za mało dolewam...

                               ***
ja: nie widziałeś, gdzie położyłam bieliznę?
ślubny: nie widziałem - jej nie widać

sobota, 28 czerwca 2008

zmysłowo?

    Pani dotarła i tutaj... Jakoś ostatnio chcę więcej powiedzieć, a jednocześnie zaczynam się zastanawiać, czy to ma sens. Pewnie ma dla mnie. Ale czy ma dla kogoś jeszcze? To pytanie oczywiście jak najbardziej retoryczne... Przyzwyczaiłam się jednak do werbalizowania siebie. Może to i błąd...? Może nie...
A jaka jest pani dzisiaj? Dzisiaj... dzisiaj to pani jest w stanie permanentnego podekscytowania. Wróć: podniecenia. Pani bowiem dobrze jest ogromnie. I lekko jakoś tak. Na duszy... O ile dusza może mieć coś z tym permanentnym coś wspólnego i udział bierze w pani zamysłach i zmysłach...
Bo i zmysłowo mi dzisiaj. Bardzo. Tak nagle. Tak samo z siebie.

    A teraz... teraz do permanentnego podniecenia dołączyło wino ulubione, które sączę i sączę i smakuję i czuję, jak mi się rozchodzi w ustach i przełyku. Cierpkie. Z lekkim posmakiem korka. Pachnące czymś, czego nazwać nie mogę, bo nie potrafię. I z moim zapachem współgrające idealnie. A może to ten zapach doprowadził mnie do punktu, w którym jestem właśnie? Zapach cynamonu i imbiru i gałki muszkatołowej wytworzył na mojej skórze mieszankę wybuchową. Mieszankę, która podsyca... zmysły?
Lubię takie mieszanki. Lubię na zmysłach jeździć i zmysłami życie swoje kształtować, sytuacje ponaglać i siebie. Lubię czuć pracę zmysłów własnych, ponieważ wtedy wiem, że jestem sobą.

taaaadadaaaaaam!!!...

    ... pani nowe buty ma.
Pani w zasadzie to na punkcie butów ma lekką... hm... nazwijmy to przesadą. Taaak... Pani faktycznie leciutko z butami przesadza.
W zasadzie to pani z nimi maniakuje nawet... Ale co na to poradzić można, jak pani po prostu buty lubi. Skórzane, dobrze wyprofilowane, pasujące do nogi. Takie, że się zakłada i niosą już same. I to tak kilka centymetrów nad ziemią w dodatku niosą. Albo kilkanaście... W większości jednak kilkanaście...
Pani od godzin 4 ma cuda z paseczków niebieskich, na wysokim korku. Pachną skórą i nie dają się z nóg zdjąć i już iść chcą. Nie wiem, dokąd. One prowadzą... klik

Takie trochę z przeszłością one... i niesamowite.

PS. Buziak Kamuś :)

piątek, 27 czerwca 2008

o inwigilacji słów kilka

    Mam stały dostęp do internetu i telefon komórkowy od lat wielu, wielu. Nie ukrywam się, nie zasłaniam, nie wyłączam dźwięków, telefon mam sprawny i gotowy do odebrania przez całą dobę. Posiadam skype'a i trzy komunikatory. Po co? Dlatego, że lubię mieć kontakt ze znajomymi i dostęp do informacji. A ponieważ każdy z sobie tylko wiadomych powodów lubi do komunikowania się używać takiego czy innego przekaźnika - jestem ugodowa.
Nie ukrywam danych, ponieważ nie mam czego ukrywać. Nie wstydzę się swoich poglądów, ale ponoszę za nie odpowiedzialność. Szczerość cenię na równi z kulturą osobistą, ale zaraz po nich stawiam szacunek dla człowieka i uczciwość. Nie wstydzę się pisać o swoich uczuciach, nie ukrywam swojego światopoglądu. Jeśli chcę napisać o seksie - piszę. Jeśli jestem liryczna - jestem taka w całości. Jeśli chcę czegoś - proszę o to, albo biorę sama, jeśli wziąć mam prawo.
Denerwuje mnie jednak inwigilacja, która się zaczęła od jakiegoś czasu, trwa i ma się coraz lepiej, napędzana naszą bezmyślnością. Nie mam zamiaru tłumaczyć się nikomu, dlaczego napisałam, zrobiłam, zobaczyłam, weszłam na to czy owo. Nie zamierzam udowadniać, że mnie nie było wtedy, kiedy mnie nie było, albo byłam, kiedy byłam.
Życie jest na tyle ciekawe, że dużo przyjemniej i mądrzej jest się nim cieszyć, niż zadawać tysiące pytań i analizować szczegół po szczególe, aby potem ocenić.
Nie wiem, czy sami jesteśmy aż tak żądni informacji wszystkich na temat drugiego człowieka, czy wynika to raczej z naszych kompleksów, ewentualnie potrzeby dowartościowania się. A może z obawy i strachu?.

Ale dlaczego właściwie o tym piszę? No właśnie... Weszłam dzisiaj na stronę naszej-klasy i mnie trafiło! Kolejne udogodnienie... Kolejny absurd...
Zakładają sobie ludzie profil, opisują szczegółowo swoje życie, podają bardzo dokładne informacje na temat swojej osoby, dodają zdjęcia, zapraszają znajomych i... i nagle podnoszą larum, bo jest ogólny dostęp do tych informacji (nie prawda - można je ukryć), bo każdy może ich znaleźć (również nie prawda, ponieważ mogą tę opcję zablokować), bo jest to naruszenie ich prywatności. To po co do jasnej cholery tworzą profil i podają szczegóły? Rozśmieszyła mnie obecna opcja na n-k umożliwiająca mi prześledzenie, kto i kiedy ogląda mój profil. Ani mi to bowiem nie da faktycznej wiedzy na ten temat, ani nie wzbogaci mojego życia o strategiczne informacje, natomiast krzykacze i tak nie będą mieli chronionej dzięki temu prywatności. Zdaję sobie zatem pytanie: po co? Czy to oznacza, że aż tak bardzo jesteśmy naznaczeni piętnem inwigilacji i podglądactwa dla czystej satysfakcji?

Obawiam się, że jest to kolejna bzdura wymuszona sytuacją i stworzona w myśl zasady sztuka dla sztuki. Chociaż... chociaż może niezupełnie - można jeszcze dojść do wniosku, że ten absurd stworzy nową grupę bawiącą na n-k: szarych, przeciętnych, niedowartościowanych, z satysfakcją śledzących własną małą wielką popularność...

Ech... klik

... więc

    W nocy myśli się inaczej. Jakoś tak swobodniej... Myśli mogą lekko płynąć i nakładać się na siebie, ale nie tworzą chaosu. Współgrają. Współgrają nawet z ciszą nocną... Pozorną taką, ponieważ pełną dźwięków. I tych z domu i tych z ulicy.
Nawet zegar głośno tyka... Za głośno. Koty zwinięte w dwa kłębuszki tulą się do mnie od dawna... Ale od nich ciepło...uff... I od tego zapachu dusznego nocno-kwiatowego też gorąco. A nocą pachnie wszystko - i z domu i z balkonu i z ulicy...

I te myśli moje ni to w hoyi, ni to w różach moich balkonowych, ni to w czymś...

    Zamieniłam sobie najwyraźniej dzień z nocą. I to nie byle jaką nocą... Najkrótszą z możliwych i najcieplejszą. Aż żal spać... Więc i nie śpię...
klik

czwartek, 26 czerwca 2008

zmowa

    Coś się dzisiaj wszyscy zmówili na mnie chyba... Kama śmieje się, że ze mną to wszystko możliwe i wszystkiego spodziewać się po mnie można - również tego, że na blogu opiszę to i tamto. Podłota mi wyrzuty robi, a potem informuje, że to tak dla sportu było, bo on manipulant jest. Ważne spotkanie ni z gruszki ni z pietruszki przekładają mi na... sobotę. W dodatku magiczna milczy, ale za to pisze do mnie JohnyViagra i zostawia niejako anons towarzyski. Ślubny śpi i przez sen gada. Ale żeby to jeszcze pikantnego coś... A on normalnie same tabelki i dane. Sprawa urzędowa natomiast, którą w sposób seksistowski do przodu pchnęłam, takich ruchów nabrała, że w lipcu mam akt notarialny i dużo kasy do wyłożenia.
Operator sieci komórkowej mojej się uparł i dzisiaj do mnie ktoś dzwonił z dziesięć razy, proponując to samo, co mi i za pierwszym i za dziesiątym razem nie odpowiadało. Ale nadal żadnego smsa nie przysłał Krzyś...
W dodatku drań nie chciał iść do fryzjera, bo bał się, że pani, której nie znał źle mu włosy obetnie, ślubny obciął się na trzy milimetry, a ja nie wiem, czy obciąć się, czy na blond zrobić i czy w ogóle robić coś...

Sen mój za to poszedł sobie gdzieś, gdzie bawi się pewnie całkiem nieźle. Mną również... Ech... w dodatku kawy mi się chce, ale to już byłaby perwersja... Chyba...
klik

środa, 25 czerwca 2008

bez wpadki chciałabym...

    Czasem to ja bym nawet i chciała tak cały dzień przeżyć na poważnie i statecznie. Tak bez żadnej przygody groteskowej, komediowej, czy ze scenką rodzajową... Ale co ja na to poradzę, że mi to nie wychodzi? Normalnie nie potrafię i już. Zawsze coś na mnie spadnie, albo mnie dopadnie... A to pasta bananowa a nie mentolowa, kiedy myję zęby rano i do świadomości dopuścić się boję, że smak mam inny niż powinnam. I patrzę na tubkę i nazwę i kolor i widzę, że to ta, a czuję, że to nie ta i wniosek wysnuć się stracham. A to robię sobie truskawki i polewam śmietaną i dziwię się, że ta dwunastoprocentowa jak kremówka smakuje i dopiero po zjedzeniu niby to dietetycznej kolacji widzę, że ona nie tylko wygląda jak kremówka, ale kremówką jest. A to mi się odkurzacz popsuje. Sam. Bo przecież ja go tylko włączam i szczotą po podłodze jadę... Albo kontakt zaiskrzy jakoś tak bez powodu. Albo ślubny wymyśli, że drugi telefon mieć będę. No i nawet go mam. Co mam nie mieć - mam. Jak ta głupia mam drugi telefon. Mam i nawet noszę go przy sobie. Ale go nie odbieram, bo go nie słyszę. A jak nawet i usłyszę, to nie kojarzę, że to mój, bo mój przecież to ten pierwszy... I jak ta blondynka co to bliźniaki urodziła jestem z tymi telefonami dwoma dzwoniącymi tak, kiedy ludziom tłumaczę, że to nie mój telefon dzwoni tylko ten drugi...

A może to wszystko dlatego, że ostatnio rano rowerem sobie jeżdżę...? A jak już tak jadę, to o jodze czytam. Tak - czytam. O jodze. Hormonalnej jodze. Czytam.
A ten rower nie dość, że od magicznej to taki treningowy...

normalnie początek z klik

poniedziałek, 23 czerwca 2008

na zakupach

ja: a dlaczego pan mi takie wielkie te ziemniaki do siatki pakuje?
sprzedawca: bo nie wygląda pani na taką, co do skrobania tych małych cierpliwość by miała...

sobota, 21 czerwca 2008

facet to konsrukcja niepojęta...

    ... dla mnie chwilami. Niby wiem, o co w nim chodzi. Niby wiem, że logika i czarno-białe fakty oraz konkrety to sposób na porozumienie się. Niby wiem, że emocji w nim nie brak, ale skutecznie potrafi je zahamować - zaakceptować to mi trzeba i uszanować. W sumie to ma nawet i swoje niemałe zalety. Niby wiem, że do życia mu jedzenie, sex, spokój oraz dobra opinia otoczenia wystarczą i w stan zadowolenia wprowadzą, ale...

... ale dlaczego temu zadowolonemu z życia, który emocje potrafi własne kontrolować trzeba czasem jednak przypomnieć, że nie tylko o własne emocje musi zadbać, aby owe jedzenie, sex, spokój i opinia lekkostrawne dla niego były?

Dlaczego facet tylko do pewnego momentu drugie dno każdej sytuacji dostrzega i w pewnym momencie tak pewny swego się staje, że uważa, iż starania może zaprzestać, ponieważ posiadaczem jest szczęśliwym i... (w jego mniemaniu) dozgonnym? Co więcej - on o tych staraniach zacierających się nawet nie myśli,  one w nim jakby samoistnie się zacierały... A kiedy ich temat się poruszy, robi oczy ogromne - zdziwione faktycznie i twierdzi, że przecież ja wiedzieć powinnam... No toż ja wiem. Doskonale. Ale chciałabym, aby i on wiedział... :)

Pani...

    ... zakręcona ostatnio bywa bardziej, niż sama mogła przypuszczać, ale stara się tego nie pokazywać nikomu, a tym bardziej samej sobie.
Zakręcił mnie też ślubny, który przejął się bardzo moimi ostatnimi dywagacjami na temat naszego bycia na bliskość weekendową jedynie.
A owe z siłą większą niż bym może i chciała wypłynęły samoistnie i nie nagle, wzmocnione znacznie zeszłopiątkową finlandią z podłotą. Chociaż właściwie to nie z a przy. Bo podlota jedynie pilnował - i mnie i finlandię. Taaa... a dywagacji nie wzmocnił, ale i nie wyciszył, więc jak to bywa u mnie zawsze - rykoszetem w sobotę poszły. I najwyraźniej dobrze uderzyły... Teraz ślubny zasypuje mnie propozycjami i do domu wcześniej wraca, a praca sensem jego życia tak do końca już nie jest.
    Wczoraj natomiast ślubny porwał mnie na kolację. Pani miała nawet okazję po raz pierwszy wino australijskie spróbować i w zasadzie to tylko dlatego, że z  win francuskich wytrawnego nie było w kolorze czerwonym. No i powiem szczerze, że popróbować czasem warto... i chyba zacznę sobie odskocznię niekiedy robić, chociaż w winie to ja taka wierna do tej pory byłam niesłychanie i francuska okropnie. No może nie w kwestii wina tylko, ale o nim akurat tu.
Zatem wszystko w kierunku dobrym zmierza, chociaż spiralnym nieco, ale... dobrze mi. Najwyraźniej ilinx  lepiej na mnie działa niż mimicry, agon, czy alea. I niech tak zostanie...
klik

środa, 18 czerwca 2008

zmykam, znikam, nie zamykam...

    Pani sama ostatnio spektakularne zmiany w życie swoje, drania i ślubnego wprowadziła i teraz widać już tego pierwsze efekty. Potrzebuję obecnie chwili dla siebie. I dla drania. Tak, żeby wyspać się do syta, żeby spacerami się nacieszyć i posiedzieć na (denerwującym mnie do tej pory) placu zabaw po raz ostatni w ciągu tygodnia.

Taaak... pani zmyka, znika, ale drzwi blogowych nie zamyka... będę, ale rzadziej. A potem to już... z pracy albo po pracy :)

A może to dlatego, że w tym roku prawdziwie rozrosło się moje balkonowe klik

wtorek, 17 czerwca 2008

czubek góry lodowej...

    ... pani dzisiaj ruszyła... A nikt chyba tak jak pani nie potrafi sobie zorganizować z zupełnie niczego pracy intensywnej i brudnej, a w dodatku na cały dzień.

Co zatem pani zrobiła? Ano... popatrzyłam sobie rano w okna. Na ten padający deszcz. Zazwyczaj to w taką aurę nachodzi mnie chętka na mycie okien, ale dzisiaj... dzisiaj to stwierdziłam, że muszę wymienić kwiatki w skrzynkach na balkonie, bo z moich bylin raczej nic ładnego nie wyrośnie. Tłumaczyłam sobie, że deszcz leje i że wytrzymam dni kilka, ale nie wytrzymałam i poszłam po te kwiaty. Nie wiedząc nawet, jakie chcę... Uff... głupich nie sieją ponoć...
I znalazłam. Kolorem do moich róż pasujące świetnie i pięknie pachnące i pnące się i... i jakoś je dodźwigałam. Drań mi nawet pomagał w niesieniu ich wisząc na jednej z siatek.
A potem to już jakoś tak samo poszło... Zmiana zasłon w sypialni, która pociągnęła za sobą wymianę kwiatów w tejże... Przesadzenie kwiatów wszystkich, generalne porządki w całym mieszkaniu i... mycie okien.

A zaczęło się od surfinii...

niedziela, 15 czerwca 2008

damsko-męskie i małżeńskie

ślubny: ale mi brzuch wywaliło...
ja: od czego??!!!??
ślubny: od pół roku

sobota, 14 czerwca 2008

Czy o Madzi...

    ... to ja tutaj już pisałam? Bowiem chociaż o niej tutaj zapewne nie pisuję, to jednak napisać powinnam czasem coś i to akurat wyraźnie czuję. A jak ja w pisaniu czuję, to po prostu piszę, ale potem czucia kontrolować to już jednak nie kontroluję...

A z Madzią to mnie iście ślepa biurokracja przydzielająca pokoje w akademiku poznała, przydzielając nam jednocześnie pokój całkiem niezły. Dużo mebli w nim było... Dużych i wysokich. Czasem to nawet z nimi od ściany do ściany jeździłyśmy z niewielką pomocą kolegów. I tu Madzia się ze mną zgodzi, że jednak mężczyźni w wieku lat około 21 to silni są bardzo! Przenosili te nadstawki do maksimum zapchane (bo przecież tyle tego, że wyjmować nie będziemy) bez mrugnięcia okiem. Żaden nie jęknął. A jak się do nas przy tym uśmiechali!... Ale bardziej to chyba jednak lubili, kiedy następnego dnia prosiłyśmy ich o przywrócenie stanu pierwotnego, bo nam źle... A ponieważ było nam źle bardzo, to siły już nie miałyśmy, żeby cokolwiek przesunąć...
Tak więc sobie z Madzią mieszkałyśmy, jeden nieładny spisek zawiązałyśmy, gospodarowałyśmy, gotowałyśmy i zawsze miałyśmy w lodówce mleko i piwo. No ja to jeszcze kawę miałam. Ale nie w lodówce. A poza tym jeszcze to trochę spraw ignorowałyśmy... Ale przede wszystkim to my czytałyśmy. No ba! przecież studiowałyśmy, więc czytałyśmy to co trzeba i to co nie trzeba i to co dla przyjemności to też czytałyśmy. I rozmawiałyśmy. A jak chciałam Madzię wkurzyć, to obiecywałam kotki do pokoju przynieść. Miały być trzy: czarny, szary i rudzielec. Jeden miał być jej. Pewnie rudy... Bo ja teraz mam czarnego i szarego, ale rudzielca przygarnąć mi się nie udało, więc chociaż nie pamiętam, jaki jej był przeznaczony, to poprzez zbieżność wynika, że rudy... Taaak... bardzo się mnie wtedy Madzia bała. A czasem to Madzia mnie z innego piętra słyszała... ale to już bajka na okoliczność zgoła inną.
A potem Madzia świadkową moją była i mimo, że jak to powiedziała, wszyscy na nią patrzeć będą, to tremę jednak przystopowała i jako świadkowa się spisała. A! no i o draniu się jako jedna z pierwszych dowiedziała. A potem to mi książki przywoziła, jak ja taka zadraniowana byłam...

Wczoraj za to otwieram małym kluczykiem skrzynkę pocztową, czy to listową, czy jak ją nazwać można jeszcze i... patrzę, a tam wielgachna koperta Madzi ręką zaadresowana do mnie, panią szaloną mnie tytułująca i... opis qigong szczegółowo zawierająca z karteczka wyjaśniającą, że to te ćwiczenia, cobym jak ta chińska cesarzowa (jeśli nadal chcę) się nie starzała...

Ot! i Madzia cała :)
klik

piątek, 13 czerwca 2008

pani...

    ... pije właśnie bardzo mocną i bardzo słodką kawę. Pani rzadko taką pije... Zazwyczaj jest ona bez cukru i z dużą ilością mleka. Ale jak tu takiej mocnej i słodkiej nie wypić, kiedy do trzeciej rano się siedziało i rozmawiało? O sobie w dodatku, o życiu, o emocjach własnych. A z pani słowa i emocje wypłynęły jakoś tak same, jakby od dawna chciały... Te dotyczące życia i małżeństwa - i tego, którego rocznicę na dniach świętować będziemy, i tego, które trwało na długo przed dniem, w którym faktem się stało. Pani nawet nie wiedziała, że zapiekła w sobie tyle dni samotności i czekania i żalu, że tak właśnie jest.

Duchota nocna i myśli i słowa, które pod palcami długo jeszcze potem wyczuwałam, nie dały mi usnąć... Ślubny, który nad ranem zastał mnie siedzącą z książką w ręku, popatrzył na mnie mocno  zdziwiony z obawą, że coś się stało.

A coś się stało faktycznie... Coś wielkiego... Pani... podjęła dzisiaj w nocy decyzję.

Pani nie chce już czekać i być sama przez dnie całe. Pani nie chce się śmiać z min sąsiadów, którzy czasem snują podejrzenia, czy to mąż czy nie mąż, bo tak rzadko jest, ale jak już jest to na sposób lepszy od zwykłego męża i ojca.
Pani ma dosyć podejmowania samej decyzji i załatwianie wielu spraw bez pomocy. Pani ma dosyć bycia kobietą, która sobie radzi i to nie tylko z przysłowiowym gwoździem i młotkiem...
Pani dzisiaj w nocy po raz raz pierwszy zrozumiała, że ta obecna droga nasza powoli, niby nieznacznie zaczyna odzierać nas ze wspólnych emocji, zabiera nam bliskość, nakazuje wyrywanie chwil dla siebie ceną czegoś ponoć ważniejszego. I to, że pani ma teraz swoje pięćdziesiąt procent w garści, aby tę drogę pchnąć w stronę właściwą.

... bo pani również za lat kilka chce powiedzieć, że jest szczęśliwa i... spełniona.

i jeszcze klik - takie przekornie, żeby nie dać, tego, które jako pierwsze mi do głowy przyszło ;)

czwartek, 12 czerwca 2008

fantazja współczesnej kobiety sukcesu

    "Po ciężkim dniu w biurze, późnym wieczorem w końcu dotarła do ulubionego pub-u... Usiadła przy barze i delektowała się ulubionym drinkiem... Tak... Tylko tutejszy barman potrafi zrobić go, tak jak ona lubi... Rozejrzała się po sali i zobaczyła w drzwiach najwspanialszego mężczyznę w swoim życiu... Wysoki, umięśniony, przystojny... hmmm... Gęste ciemne włosy. Piękne, błyszczące zielone oczy. Każdy jego ruch był tak męski i zmysłowy, że nie mogła od niego oderwać oczu. Mężczyzna szybko zorientował się, że jest obserwowany iz chytrym, seksownym uśmiechem podszedł do niej. Zarumieniła się, chciała przeprosić, że się gapiła ale jej przerwał,nachylił się nad nią i wyszeptał swoim głębokim, miękkim głosem do ucha:
- Zrobię dla Ciebie wszystko czego pragniesz... Cokolwiek, o czym do tej pory mogłaś tylko marzyć... A zrobię to za jedyne 50 $... Jest jednak jeden warunek...
Kobieta, drżącym już z wrażenia głosem, spytała jaki to warunek. On
odpowiedział:
- Musisz powiedzieć czego pragniesz w trzech słowach.
Kobieta patrząc w jego oczy o hipnotycznym spojrzeniu rozważyła propozycję i sięgnęła do swojej torebki. Wyjęła banknot. Na serwetce napisała swój adres i zwinięte razem wcisnęła w oczekującą na to silną męską dłoń, po czym nachyliła się w jego stronę i wyszeptała trzy słowa:
- Posprzątaj ... moje ... mieszkanie..."

PS. Aguś - nie mogłam się powstrzymać :)))

środa, 11 czerwca 2008

Dawno...

    ... bardzo nawet dawno tutaj mnie nie było...
Nie ma się co dziwić w sumie, skoro blog próba sprawdzenia miał być.
Ale jest... świadectwo o mnie zostawia i pustkę, która jest straszliwsza od najbardziej bzdurnych słów...
Nie wiem, co będę tutaj robić poza ścieraniem kurzu z gładkiej powierzchni pustego szablonu. Może pisać? A może powielać to, co napisałam? Nie wiem...
Jednak skoro zostałam już zlokalizowana i tutaj, i tutaj muszę wypełnić pustkę.

mam w sobie bombę tykającą miarowo...

    ... która zaraz rozsadzi moje myśli i emocje...
Taką, która tyka głośno i uporczywie i tym tykaniem zmusza myśli do szybszej analizy i wysupłania z nich jakiejś wiążącej decyzji.
Właśnie... wiążącej...
Dlaczego pewnych spraw nie da się analizować ze spokojem i beznamiętnie? A tych dotyczących pełnoetatowej pracy przy małym dziecku i mężu pracującym daleko zwłaszcza? Przecież to spokój jest doradcą najlepszym.
Dlaczego kobieta nie może egoistycznie do swoich decyzji podchodzić?... Dlaczego zaraz pojawiają się pytania o czas, o rodzinę, o dziecko, o dom? O wszystko, a nie o nią samą i jej ambicje, plany, potrzeby? Przecież do jasnej ciasnej ani dziecka sama - mówiąc brzydko - nie zrobiłam sobie, ani sama go nie wychowuję. Nie tworzę domu w pojedynkę, ani rodziny, nie na mnie tylko spoczywają obowiązki w związku faktycznie partnerskim i w otoczeniu teoretycznie pomocnej rodziny.

O! i tu automatycznie nasuwa mi się kolejne pytanie... Czy kobieta, która jest żoną i matką, jest najpierw żoną, najpierw matką, czy najpierw kobietą?

Czuję, że mózg mi zaraz rozsadzi, albo  sumienie przetrawię w żołądku, o ile żołądek mi wcześniej gardłem nie wyskoczy...

wtorek, 10 czerwca 2008

osiołkowi w żłoby dano...

    ... w jeden owsa, w drugi siano... czyli będzie dzisiaj o trudnej sztuce dokonywania wyborów, z którą pani się obecnie mierzy.

I tak mierzy się pani i przymierza i ciągle tu szkoda, a tu żal. Od piątku tak pani się mierzy... I nie dość, że wzrostu ma pani tyle samo ciągle i nadal, to raz pani w euforii, raz pani w... mniejszej euforii. I stałą presję pani czuje, aby wybrać dobrze i rozsądnie i nie przeoczyć szansy tej właściwej, która zaowocuje prawdziwie...
Pani myślała nawet, że magiczna mi pomoże i wskaże światełko w tunelu decyzyjnym, ale... ale magiczna jedynie mnie oświeciła stwierdzeniem, że jadę na wyższej energii i przyciągam to co lepsze, ale muszę je dostrzec nie rozumowo i aby dostrzec, muszę wyzbyć się  kombinowania głową... Taaa... łatwo powiedzieć tej magicznej...

Ale mówiąc krótko, zwięźle i na temat: pani dwie propozycje pracy dostała. Pani nie wie, czy wybrać tę artystyczną absolutnie wymuszającą codzienny dojazd około stu kilometrów, ale realizującą panią w absolutnej całości i zapamiętaniu i zabierającą pani życie rodzinne prawie w całości tak jak i czas dla siebie samej i niekoniecznie dającą coś poza satysfakcją największą z możliwych, czy wybrać tę obrzydliwie dobrze płatną, z profitami, na miejscu i co prawda daleką od artyzmu... ale jednak artyzmu nie zabijającą i w przyszłości jednak pozwalającą go rozwinąć prawie w jego pełni...

... ech... osiołkowi w żłoby dano... gdzie jest owies, gdzie jest siano...? 

poniedziałek, 9 czerwca 2008

i mężczyźni niepłodni bywają...

    ... w co najpierw nie wierzą, a potem do wiadomości nie przyjmują...
Bo to takie niemęskie, bo to kobiety zazwyczaj takie problemy mają. Bo oni silni, odważni, zdrowi, mniej uczuciowi. Bo im się od dziecka wmawia, że chłopcy nie płaczą, że zdarte kolano nie boli, że ciemności oraz pająków bać się nie wolno. Bo im się tłumaczy, że to dziewczynki są słabe i płaczą, że im ustępować należy...

I tak trwają w tym przeświadczeniu, że ich nic nie boli, nic im nie dolega, zawsze mogą i wszystko.  A kiedy jakaś ich niemoc lub choroba się ujawni, wtedy jako defekt je przyjmują.

... i dużo bardziej niż kobiety cierpią. Tym bardziej, że ten "defekt" pociąga badania wstydliwe i rozmowy krępujące. Cierpią tym mocniej, jeśli ich kobieta jednak w pełni zdrowa się okaże.

... i wtedy dopiero swoje pragnienie bycia ojcem swojego dziecka w sobie odkryją...

PS. Czekałam na ciążę przyjaciółki. Wspierałam ją w kolejnych badaniach i testach. Tuliłam, gdy ciągle coś było nie tak. Byłam razem z nią, kiedy lekarze coraz to nowe syndromy i nieprawidłowości podejrzewali. Byłam obok, kiedy definitywnie badania potwierdziły, że wszystko jest dobrze. Teraz nie wiem, jakie słowa powinnam znaleźć  w sobie dla jej męża.

niedziela, 8 czerwca 2008

czemu mają służyć parady równości?...

    ... pytałam samą siebie i ślubnego, kiedy wczoraj mieliśmy okazję spotkać się z przemarszem owej.
Barwna, kolorowa, głośna, roztańczona, tamująca ruch uliczny. Wymuszająca eskortę niejednokrotnie zniesmaczonych policjantów. Odprowadzana wzrokiem o rożnym zabarwieniu emocjonalnym gapiów.
    Ale czy tak naprawdę wnosi ona coś nowego do naszej wiedzy na ów temat? Przecież i tak każdy jest świadomy istnienia środowiska gejów oraz lesbijek zarówno w naszym kraju jak i na całym świecie. Każdy jest świadom, że przedrostek homo jest zasadniczo inny od przedrostka hetero. Czy zatem potrzebny jest taki przemarsz? Taki, w którym i tak nie wszyscy ludzie o orientacji homoseksualnej udział wezmą. Często bowiem nie pozwala im na to pozycja społeczna, uwarunkowania rodzinne, wstyd czy zwyczajnie nieśmiałość oraz niechęć do demonstrowania swojej natury.
Mogę zrozumieć, że niektórzy czują potrzebę demonstrowania swoich uczuć czy światopoglądu. Widzę to na każdym kroku każdego dnia - ubiór, fryzura, makijaż, buty, zachowanie są tak charakterystyczne, że stanowią dostateczną manifestację, ale...

... patrzyłam wczoraj na paradę równości, słyszałam głośną muzykę, widziałam flagi w barwach tęczy, obserwowałam próbujących zwrócić na siebie uwagę młodych ludzi i... i nie wiem, jaki przekaz miał do mnie dotrzeć. Czy miałam się z nimi solidaryzować, czy miałam ich potraktować jako widowisko. A może miałam się zdenerwować, ponieważ zablokowali główną ulicę miasta i utrudnili dostęp do np. metra? Może zniesmaczyć lub pomyśleć o zmianie swojej natury?
Nie wiem, czemu miała służyć ta parada równości. Widziałam, słyszałam, przyglądałam się i... i jak miałam podejście neutralne (czyli prawdopodobnie najgorsze z możliwych), tak mam...

w domu

    Daleko byliśmy, ale już wróciliśmy. Było baaardzo miło i upalnie i wesoło i kuluralno-kulturowo i egzotycznie i... fantastycznie.
Zdjęcia u drania na blogu.
Uff... sterta prania i zmęczenie pozytywne u mnie.

czwartek, 5 czerwca 2008

papapa

    Jutro z rana pani bierze drania i plecak, wsiada do pociągu i jedzie przed siebie. Prostą drogą. Prościutką... Na północ. Do starych kątów i kącików. klik
... nie na długo...

wtorek, 3 czerwca 2008

Pani...

    ... wzięła długą, nieprzyzwoicie długą, aromaterapeutyczną i zaskakująco chłodną kąpiel... I tak dobrze ogromnie pani było...

    Pani już w koszulce, z mokrymi włosami i boso wyszła na balkon zabierając ze sobą jedynie myśli i ulubiony kielich ulubionego cabernet sauvignon...
Pani oparła się o barierkę, mając w nosie wszystkich ewentualnych gapiów z naprzeciwka i tych z ulicy, którzy przemykali krokiem szybkim, a niekiedy spacerowym w sobie jedynie znanym kierunku. Pani wyprostowała przedramiona i mocno uchwyciła czaszę ulubionego. Spojrzała pani w niebo ciemniejące i zauważyła jego swój ulubiony niebieski kolor Chagalla... Taki cichy i delikatny, łagodny i głęboki...

    Pani zamyśliła się nad tym wszystkim, co dzisiaj miało miejsce i zastanowiła, co dalej... Pani rozczuliła się nad słowami prawdziwymi, mówionymi z serca osób bliskich, chociaż oddalonych albo kilkaset kilometrów, albo jeszcze więcej. I zastanowiła się pani nad tymi wszystkimi pętelkami losu, kiedy mimo oddalenia emocje i bliskość dają znać o sobie...

    ... pani stałaby tam jeszcze pewnie i nawet wpatrzona w odcień chagallowski, zatopiona w myśli własne nie zauważyłaby pustego ulubionego...
- Trzeba było przełożyć na wczoraj albo sobotę - powiedział ślubny - byłoby hucznie, uroczyście i liczebnie...
- Nie mogłam przełożyć, bo pętelka moja dzisiaj się dopełnia - powiedziała pani... gładząc łepki piwonii... Jedynych kwiatów, które w tym dniu od początku dostaje.

piwonie...

    ... już mam... Już są, już pachną. Jeszcze w pączkach, jeszcze takie, takie... I upał, jaki lubię najbardziej i pełno maili w skrzynce i... i dobrze mi...

poniedziałek, 2 czerwca 2008

!!!!! wielka prośba do Was

    Dostałam ostatnio od bardzo miłej osoby propozycję złożenia tekstów do publikacji. Może się uda...
I nad tym właśnie ostatnio myślę, pracuję, głowię się, składam cząstki w całość. I już sama nie wiem...

    Mam do Was zatem prośbę ogromną: bardzo, bardzo proszę te osoby, które mnie czytają (również te, które czytają, ale nie zostawiają komentarzy) o podanie mi tytułów postów, które szczególnie Wam się spodobały - może być jeden, może być kilka, może być wiele.

Za pomoc będę wdzięczna bardzo.

niedziela, 1 czerwca 2008

jestem...

    ... wypoczęta i nieco zmęczona jednocześnie. Dotleniona, opalona i zadowolona, ponieważ piątkowa randka ze ślubnym przerodziła się w weekendowy wyjazd do puszczy.
A w puszczy jest zawsze bardzo miło ogromnie :)