wtorek, 31 sierpnia 2010

koniugacja

 Wieczór, za oknem listopad, centrum powiatowego. Koniec świata prawie. Diabeł siedzi gdzieś w kącie i mówi mi dobranoc, a ja popijam sok z malin rozcieńczony wodą w ilości tak małej, że nieprzyzwoitej. Drań śpi. Ślubny w stolicy. Nie lubię spać sama. Usypiam zawsze wtedy nad ranem zmęczona niespaniem i zła na siebie, że tęsknię za wtuleniem się i zapachem.
A maliny zbierałam jeszcze nie tak dawno. Pachniały cudnie. Drań zaczyna trzeci rok przedszkola, ja kończę czwarty rok pisania bloga. Wyprawka na jutro naszykowana z detalami i dodatkami. Blog zaniedbany nieco. W szkole ruszyły szturmem ciała pedagogiczne do pisania rozkładu materiału każde z osobna i na wyścigi. A ja popijam sok z malin. Ja nie piszę. Jeszcze mam czas. Jeszcze nawet nie odbieram telefonów. Jutro teściowa moja droga ma przyjść i pewnie zada pytanie sakramentalne niemalże na temat moich decyzji, a ja nie powiem nic. Tajemnice to tajemnice. Jak to ślubny stwierdził, gdy jechaliśmy na ślub jego brata: skoro chcą bawić się w milczenie, niech wygra lepszy.
Jutro idę nabyć kalosze kolorowe. Dzisiaj wyjęłam płaszczyki. Storczyk kwitnie na równi z fiołkami, pelargonie zagościły w mieszkaniu. Wczoraj przemeblowałam pokój drania i kuchnię.  A jeszcze kilka dni temu biegłam w lekkiej sukience na ramiączkach i śmiałam się z sąsiada zsypującego węgiel do piwnicy. Dobrze mi i błogo. I jesiennie. Lubię jesień i jej szare koszmary. Nawet takie zmoknięte. klik

wtorek, 3 sierpnia 2010

regeneracja

    Planujemy, mapujemy, małpujemy i notujemy w przewodniku dodatkowe informacje, których tam brakuje, a chcielibyśmy je mieć pod ręką. Czyli w mojej torbie. O ile torby przepastnej nie zapomnę zabrać ze sobą oczywiście. Albo przewodnika uzupełnionego. Jakoś tak bowiem się dzieje, że najciemniej zawsze pd latarnią, a wszystko, co położę w widocznym miejscu, ginie bezpowrotnie i żadne logiczne punkty myślenia nie mogą do zguby doprowadzić. Co do zguby faktycznie doprowadza, bo wtedy to już zupełnie nie wiadomo, co zwiedzać wpierw, a co najsamprzód i robi się bałagan poznawczy, a przy draniu ten bałagan jest niepożądany. Chociaż w zasadzie to trochę głupie, że po wyczytaniu wszystkiego na stronach, gruntownym przeczytaniu przewodników i obejrzeniu kilku setek grafik, przebyciu wirtualnych spacerów i doczytaniu legend chcemy jeszcze w dane miejsce pojechać. No ale kto powiedział, że jesteśmy normalni? Hm... no właśnie... kto?
I jakoś mnie nawet przestała przerażać pogoda, która psuje się, ilekroć kurs na południe obieramy. A niech jej... jakoś to będzie. Przeżyłam wczoraj nasmarowanie twarzy przez pomyłkę balsamem do stóp, przeżyję deszcz. No bo się pomyliłam. W sumie... ten regeneruje i regeneruje... klik

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

w powiatowym już żyje się lepiej, co widać

    Wiele ulic jest aktualnie w przebudowie, placów zabaw przy okazji w rozbiórce. Baseny... są! Dwa. Kryte. Za małe, zatłoczone i niewarte ceny. Nic więc dziwnego, że dzieci się nudzą. Chociaż nie ma deszczu, a piękne słońce świeci wakacyjnie i mocno. Dlatego też niektóre dzieci kąpią się w fontannie. Jednej. Pozostałe fontanny zostały bowiem zlikwidowane. Chociaż nie... przepraszam. Jest jeszcze jedna. Tak mała, że sama siebie nie dostrzega. No ale jest. Obok parku rozkopanego akurat na okres wakacji, aby nie można było pójść na spacer, rower, lody, po prostu, aby odpocząć. Czyli powiatowe ma m.in.: dwie fontanny, park w przebudowie i wiele rozebranych na części pierwsze placów zabaw. I kilka tysięcy małych dzieci. No i politykę prorodzinną w tle. I reklamy Shreka, wyświetlanego aktualnie w jednym (jedynym) kinie, rozklejone we wszystkich możliwych miejscach. A co za tym idzie, zestaw figurek z bajki, które można nabyć w McDonald's jako dodatek do zestawu dla dzieci. Chociaż czasami mam wrażenie, że to sam ten zestaw jest dodatkiem do zabawki. I tu dochodzę do meritum mojej myśli... McD. jest usytuowany (jeden z trzech - o dziwo!) na zbiegu centrum i dwóch dużych osiedli. Ma zestawy, w nich figurki, a obok swojego ogródka plac zabaw z rurą do zjeżdżalnia i wielkie "pudło" do chodzenia, przechodzenia, chowania się i wspinania. Całość ustawiona na miękkim syntetycznym podłożu. Nic zatem dziwnego, że dzieci chcą się tam bawić. Mają przede wszystkim możliwość zabawy, a poza tym jest tam czysto i miło.
Drań podczas naszych ostatnich wypraw zebrał kilka figurek z tej kolekcji. Brakowało jednej. Poszedł więc z nim ślubny po zestaw, aby kolekcję dopełnić i... i się przeraził. Dzieci dużo, rodziców adekwatnie i zabawa wspaniała. I tylko drań z zestawem, a cofnąć się nie bardzo było jak. Frytkami poczęstował dzieci, bułę zostawił na potem. Rodzice przeszukali portfele i niektórzy kupili albo lody na pocieszenie, albo zestaw. Nawet tam, gdzie było dwoje dzieci, jeden. Na dwoje.

Jestem coraz bardziej przerażona. Na plac zabaw i basen jeździmy do miejscowości obok. Pół godziny drogi, a czysta przyjemność. Na spacer chodzimy wieczorami poza granice centrum, bo w centrum nie ma miejsca na spacer. A spacerując powoli zaczynam mieć wyrzuty sumienia, że robię zakupy. Niedługo pewnie będę się wstydziła, że chodzę do fryzjera i kosmetyczki.
Do łez i śmiechu doprowadzają mnie tłumaczenia, że jest dobrze i powinniśmy się rozwijać, czyli rodzić według modelu dwa plus trzy. No ale może jestem kiepska w logice. Chociaż na egzaminie dostałam pięć. A egzamin był pisemny, więc jednak słowa musiały się bronić same.

nie jestem świętą...

    ... i dobrze mi z tym. Cholernie dobrze. Nie muszę udawać. Nie muszę wikłać się w schematy. Nie muszę cierpieć. Nie muszę myśleć, co ktoś pomyśli i rozdzielać włosa na czworo przy byle okazji.
A świętych wokół nie brakuje. Świętych żon i mamuś. I córek. I pracujących kobiet, żyły wypruwających ku chwale własnej i ojczyzny. A wszystkie one muszą. Muszą, bo powinny musieć. A sumienne są, więc stale myślą, że powinny więcej. Chociaż napięcie ich mięśni świadczy o stresie i kompleksach. Ale o tym nie mówią, bo tego nie mogą. Świat bowiem dzieli wyraźnie i wyznacza, co można, czego nie wolno. Nie wolno się cieszyć z drobiazgów. Nie wolno się śmiać spontanicznie. Nie wolno być szczęśliwą w małżeństwie, mieć przyjaciół. Nie można mieć pracy, w której się realizuje, trzeba się bowiem męczyć. Nie wolno mówić głośno, że chce się więcej - nie obowiązków, ale uznania i gratyfikacji.

Nie jestem świętą. I cieszę się bardzo, że mogę umalować się, kiedy mam na to ochotę, a moja czerwona szminka nie jest od wielkiego dzwonu. Cieszę się, że mogę nosić pończochy, bo przecież są one dla kobiet. Cieszę się, że mogę pójść wieczorem na spotkanie z przyjaciółmi i siedzieć czasami do rana przy miłej rozmowie.

Cieszę się, że nie jestem świętą, bo one są potwornie nudne i zniechęcone. I święte. I nieomylne. I pierwsze rzucą kamieniem. Bo muszą. Bo one się poświęcają i po łokcie urabiają.