środa, 27 kwietnia 2011

zegary ponakręcane

    Spotkałam się dzisiaj z dziewczynami. Tak po prostu i nagle i jakbyśmy dopiero co wyszły ze szkoły. Znowu przestrzeń i czas okazały się przyjazne i udało nam się zobaczyć. Co prawda tym razem początek odbył się w konwencji placu zabaw, ale dzielnie dałyśmy radę. Miło zobaczyć je wszystkie i porozmawiać. Brakuje mi ich na co dzień. Telefon i internet to jednak kiepski pośrednik. Można przesłać zdjęcia i suche zdania, ale emocje już bledną gdzieś pomiędzy.
- No to opowiadaj - nakazała mi Kajka poprawiając rozwiane warkoczyki Zosi - bo nie przeczytałam twojego maila.
- Bo go nie napisałam.
- Wiem.
Właśnie sobie uświadomiłam, że przyjaźnimy się od 19 lat. A byłyśmy obok siebie tylko przez pierwsze cztery. Zabawne... Karolka nie ma dzieci i z dziwnym zdziwieniem przygląda się trzem z nas w roli mam, jakby to było nasze chwilowe skupienie się na czymś nowym. Jaśka również nie ma dzieci, ale toleruje nasze powołanie jako hobby nieszkodzące otoczeniu. Asia przygarnia wszystkie cztery maluchy do siebie i sprawdza odruchowo prawidłowość postawy. Kajka najpierw rejestruje ilość nowego uzębienia u dzieci, a potem wyraz oczu nas czterech. Swojego odruchu jeszcze nie odkryłam. Ale jestem szczęśliwa, kiedy w pięć możemy stwierdzić, że jesteśmy. A potem po prostu rozmawiamy. Nie dywagując, nie opowiadając, nie ukrywając. Planujemy, zdradzamy myśli, marzymy. A potem bardzo długo wracamy do domu i zazwyczaj musimy spotkać się na drugi dzień, bo nie zdążyłyśmy tak o wszystkim. Dobrze, że mam urlop. Ładuję akumulatory wszystkimi nerwami. W sobotę jadę z moimi chłopakami do zamku na turniej rycerski. Tydzień temu byłam u swojej fryzjerki. Powoli wchodzę w kolory popielate. Wszystko zgodnie z planem. Lubię wiosnę.
A tyle miałam napisać w ostatnich tygodniach! Normalnie aż wpisy mi się same w głowie układały. I o tym. I o owym. I o tamtym też. Taaaaak... klik

zegary ponakręcane

    Spotkałam się dzisiaj z dziewczynami. Tak po prostu i nagle i jakbyśmy dopiero co wyszły ze szkoły. Znowu przestrzeń i czas okazały się przyjazne i udało nam się zobaczyć. Co prawda tym razem początek odbył się w konwencji placu zabaw, ale dzielnie dałyśmy radę. Miło zobaczyć je wszystkie i porozmawiać. Brakuje mi ich na co dzień. Telefon i internet to jednak kiepski pośrednik. Można przesłać zdjęcia i suche zdania, ale emocje już bledną gdzieś pomiędzy.
- No to opowiadaj – nakazała mi Kajka poprawiając rozwiane warkoczyki Zosi – bo nie przeczytałam twojego maila.
- Bo go nie napisałam.
- Wiem.
Właśnie sobie uświadomiłam, że przyjaźnimy się od 19 lat. A byłyśmy obok siebie tylko przez pierwsze cztery. Zabawne… Karolka nie ma dzieci i z dziwnym zdziwieniem przygląda się trzem z nas w roli mam, jakby to było nasze chwilowe skupienie się na czymś nowym. Jaśka również nie ma dzieci, ale toleruje nasze powołanie jako hobby nieszkodzące otoczeniu. Asia przygarnia wszystkie cztery maluchy do siebie i sprawdza odruchowo prawidłowość postawy. Kajka najpierw rejestruje ilość nowego uzębienia u dzieci, a potem wyraz oczu nas czterech. Swojego odruchu jeszcze nie odkryłam. Ale jestem szczęśliwa, kiedy w pięć możemy stwierdzić, że jesteśmy. A potem po prostu rozmawiamy. Nie dywagując, nie opowiadając, nie ukrywając. Planujemy, zdradzamy myśli, marzymy. A potem bardzo długo wracamy do domu i zazwyczaj musimy spotkać się na drugi dzień, bo nie zdążyłyśmy tak o wszystkim. Dobrze, że mam urlop. Ładuję akumulatory wszystkimi nerwami. W sobotę jadę z moimi chłopakami do zamku na turniej rycerski. Tydzień temu byłam u swojej fryzjerki. Powoli wchodzę w kolory popielate. Wszystko zgodnie z planem. Lubię wiosnę.
A tyle miałam napisać w ostatnich tygodniach! Normalnie aż wpisy mi się same w głowie układały. I o tym. I o owym. I o tamtym też. Taaaaak… klik

środa, 6 kwietnia 2011

If you can't make your mind up: będę się smażyć w piekle, czyli Ela mnie nienawidziła przez dobę, a ja lubię ten chaos

    - Nienawidzę cię - wykrzyczała mi wczoraj prosto w plecy Ela. A dzisiaj napisała świetny artykuł. I nie wykrzyczała niczego. W takich chwilach zastanawiam się jednak, ile powinno być krzyku w czyichś emocjach, aby nie przesadzić i mieć furtkę, przez którą można wślizgnąć się prawie niepostrzeżenie, a Magda zaparza zieloną herbatę i wytwarza wokół mnie chaos papierzany. W zasadzie wystarczy, że wyciągnie segregator z ZAIKS-em. To przestawia moje myśli na inne tory. Mądrą mam asystentkę.Wiem, że każdy ma swoją rację i każdy ma swój dzień. Wczoraj między innymi ścigałam się z czasem, programem, samochodem i prywatnymi sprawami osoby, z którą robiłam wywiad, ale to bynajmniej nie przytępiło mi umiejętności oceny.
- Dziękuję, że się pani zgodziła. Świadoma jestem, że będę się smażyć w piekle.
- I dobrze.
Tak... Może się i będę smażyć, chociaż miło takie coś powiedzieć, kiedy całą resztę się już ma na taśmie, a kamerzysta chowa cały sprzęt. Są to te drobne chwile, które dają posmak dziennikarstwa większego niż lokalne. Ale chyba jedynie ja i on mamy na razie takie ambicje. Część mojego zespołu pragnie małej stabilizacji i spokojnych nagrań uzgodnionych w szczegółach, a część nie wie jeszcze, czego w ogóle pragnie. Dlatego ja biegam, oni coraz szybciej chodzą i każdy spełnia się w wyznaczonych przez siebie ramach. A to już sukces. Dzisiaj z dziką rozkoszą zagłębiłam się w swoim fotelu, włączyłam prywatną muzykę i zdjęłam pod biurkiem obcasy. Uczucie warte grzechu. Za rzadko w nim ostatnio siadałam. Niestety obecnie niczego już nie odpuszczam, chociaż na pozór ponoć nadal miła jestem. Chyba, że akurat przeczytam kiepski tekst. Być może... klik

If you can’t make your mind up: będę się smażyć w piekle, czyli Ela mnie nienawidziła przez dobę, a ja lubię ten chaos

       – Nienawidzę cię – wykrzyczała mi wczoraj prosto w plecy Ela. A dzisiaj napisała świetny artykuł. I nie wykrzyczała niczego. W takich chwilach zastanawiam się jednak, ile powinno być krzyku w czyichś emocjach, aby nie przesadzić i mieć furtkę, przez którą można wślizgnąć się prawie niepostrzeżenie, a Magda zaparza zieloną herbatę i wytwarza wokół mnie chaos papierzany. W zasadzie wystarczy, że wyciągnie segregator z ZAIKS-em. To przestawia moje myśli na inne tory. Mądrą mam asystentkę.Wiem, że każdy ma swoją rację i każdy ma swój dzień. Wczoraj między innymi ścigałam się z czasem, programem, samochodem i prywatnymi sprawami osoby, z którą robiłam wywiad, ale to bynajmniej nie przytępiło mi umiejętności oceny.
- Dziękuję, że się pani zgodziła. Świadoma jestem, że będę się smażyć w piekle.
- I dobrze.
Tak… Może się i będę smażyć, chociaż miło takie coś powiedzieć, kiedy całą resztę się już ma na taśmie, a kamerzysta chowa cały sprzęt. Są to te drobne chwile, które dają posmak dziennikarstwa większego niż lokalne. Ale chyba jedynie ja i on mamy na razie takie ambicje. Część mojego zespołu pragnie małej stabilizacji i spokojnych nagrań uzgodnionych w szczegółach, a część nie wie jeszcze, czego w ogóle pragnie. Dlatego ja biegam, oni coraz szybciej chodzą i każdy spełnia się w wyznaczonych przez siebie ramach. A to już sukces. Dzisiaj z dziką rozkoszą zagłębiłam się w swoim fotelu, włączyłam prywatną muzykę i zdjęłam pod biurkiem obcasy. Uczucie warte grzechu. Za rzadko w nim ostatnio siadałam. Niestety obecnie niczego już nie odpuszczam, chociaż na pozór ponoć nadal miła jestem. Chyba, że akurat przeczytam kiepski tekst. Być może… klik

sobota, 2 kwietnia 2011

z perspektywy snu z mrówkami i bez, czyli porządki wiosenne

    Wyspałam się dzisiaj nieprzyzwoicie i za ostatnie czasy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam pełny weekend w domu bez jednej minuty poświęconej pracy. I nie ma znaczenia, że po albo przed mam dzień wolny - dwa dni z rzędu po tygodniu obowiązków to jednak dobry patent. W dodatku jeden z nich można przeznaczyć na porządki, a praca fizyczna ma swoje zalety. Pozornie wyłącza myślenie, faktycznie przełącza je na bardzo konkretne refleksje. Złapałam się dzisiaj kilka razy na tym, że podsłuchałam swoją podświadomość, która knuła coś jakby absolutnie poza mną, a przy okazji zaczęłam zastanawiać się nad istotą snu. Może pod wpływem incepcji? Ostatnio śniły mi się mrówki. Wielkie, czarne, łażące po platformie ze słomą, której brzydziłam się dotknąć, chociaż była czysta. Każdej nocy coś mi się śni, a swój sen wypieram z myśli zawsze przy porannej kawie. Ten mi jednak jakoś w nich utkwił, chociaż nie był specjalnie zły/dobry/ciekawy/miły/przerażający. Może właśnie dlatego? Mam problem z urlopem. Niby zaplanowany, a jednak okazało się, że data ulegnie przesunięciu o nie wiadomo ile, ponieważ w wybranym przeze mnie i zatwierdzonym przez przełożonych czasie muszę służbowo gościć w kilku miejscach jednocześnie, a prawdopodobnie sklonowana poprowadzę plener malarski. Brzmi logicznie. Przecież.
     Po dzisiejszym sprzątaniu mieszkanie jest sterylne, a drań ubawiony możliwością zrobienia rewolucji przed podjęciem działań porządkujących. I szczerze zaangażowany w pomoc.
- Oddzwonię potem - powiedział ślubny odbierając telefon od Marka - bo moja żona właśnie wzięła środki chemiczne i rozpętała piekło. klik

z perspektywy snu z mrówkami i bez, czyli porządki wiosenne

    Wyspałam się dzisiaj nieprzyzwoicie i za ostatnie czasy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam pełny weekend w domu bez jednej minuty poświęconej pracy. I nie ma znaczenia, że po albo przed mam dzień wolny – dwa dni z rzędu po tygodniu obowiązków to jednak dobry patent. W dodatku jeden z nich można przeznaczyć na porządki, a praca fizyczna ma swoje zalety. Pozornie wyłącza myślenie, faktycznie przełącza je na bardzo konkretne refleksje. Złapałam się dzisiaj kilka razy na tym, że podsłuchałam swoją podświadomość, która knuła coś jakby absolutnie poza mną, a przy okazji zaczęłam zastanawiać się nad istotą snu. Może pod wpływem incepcji? Ostatnio śniły mi się mrówki. Wielkie, czarne, łażące po platformie ze słomą, której brzydziłam się dotknąć, chociaż była czysta. Każdej nocy coś mi się śni, a swój sen wypieram z myśli zawsze przy porannej kawie. Ten mi jednak jakoś w nich utkwił, chociaż nie był specjalnie zły/dobry/ciekawy/miły/przerażający. Może właśnie dlatego? Mam problem z urlopem. Niby zaplanowany, a jednak okazało się, że data ulegnie przesunięciu o nie wiadomo ile, ponieważ w wybranym przeze mnie i zatwierdzonym przez przełożonych czasie muszę służbowo gościć w kilku miejscach jednocześnie, a prawdopodobnie sklonowana poprowadzę plener malarski. Brzmi logicznie. Przecież.
     Po dzisiejszym sprzątaniu mieszkanie jest sterylne, a drań ubawiony możliwością zrobienia rewolucji przed podjęciem działań porządkujących. I szczerze zaangażowany w pomoc.
- Oddzwonię potem – powiedział ślubny odbierając telefon od Marka – bo moja żona właśnie wzięła środki chemiczne i rozpętała piekło. klik