piątek, 13 listopada 2015

jeszcze bedzie przepięknie!

    Konkurs Pianistyczny zakończył się i przyjęłam z pokorą decyzję jury. Z pokorą przyjęłam również fakt, że i we mnie dzieje się coś wbrew mojej woli i wbrew wstępnym moim planom. Jednego dnia widziałam rozwijający się kształt oraz łopoczące serduszko jednego zarodka i zarys drugiego, a następnego dnia zobaczyłam cały wszechświat z nagłego bólu. Lekarz potwierdziła obawy. Nie, nie płakałam, nie zamknęłam się w sobie na kilka dni, nie miałam pretensji do świata i Boga. Najpierw poszłam na zakupy, później posprzątałam mieszkanie, wstawiłam pranie, zapaliłam szałwię, a potem kilka świec, świeczek, podgrzewaczy i kominek, i wtedy, wieczorem już, dopiero popłynęły mi łzy. Widocznie to jeszcze nie ich czas... Szpital zajął się mną dobrze. Moja lekarz okazała się dobrą opiekunką i całkiem niezłym rozmówcą. Na ironię losu właśnie podczas mojego pobytu w szpitalu przyszły wyniki badania genetycznego z Instytutu Hematologii.
Mąż mój własny i osobisty zawsze powtarzał, że do trzech razy sztuka, ale co, gdy za czwartym wypłynie ta nauka cytując swojego ulubionego w dawnych czasach Kazika. Ano właśnie, co? I ano właśnie co owe spóźnione wyniki pokazały? Przynajmniej przyczyna trzeciego z rzędu w ciągu trzynastu miesięcy poronienia jest znana. A ja chora. Okazuje się, że mam wrodzoną trombofilię i zanik kwasu foliowego w organizmie. Brzmi zabawnie, gdy patrzę na te wyrazy. Plus sytuacji jest taki, że można to wszystko stabilizować farmakologicznie i że już przyjmuję leki. Przede mną jeszcze badania genetyczne na określenia naszych kariotypów, dokładne badanie tarczycy i badanie w Instytucie Immunologii na oznaczenie profilu limfocytów (chyba). Plus jest również taki, że panoszącą się we mnie zakrzepicę zaczęłam już leczyć i tym samym chronię siebie samą.
    Do pracy wrócę w grudniu, ale jeszcze o tym nie myślę. To zupełnie odległa dla mnie obecnie czasoprzestrzeń. Dużo śpię. Dużo czytam. Zaczęłam wychodzić na spacery. Zajmuję się klubem. Gotuję i bawię się smakami. Słucham muzyki. Dzisiaj wzięło mnie na Tilt. Tak nagle. Przypomniał mi się ich koncert w Proximie w Warszawie. I pamiętam, że pojechaliśmy na ten koncert tak nagle, z marszu, będąc jednymi z niewielu, którzy zauważyli w akademiku plakat. Zabawa, muzyka, słowa piosenek... Dochodzę do wniosku, że kiedyś byłam całkiem mądrym człowiekiem. I do takiego jeszcze, że mam niewyczerpane pokłady siły, aby to wszystko znosić. Chociaż teraz mam ogromne wsparcie bliskich, wśród których jest mąż mój własny osobisty, dwie mamy i dwie czarownice. Tak, lubię Tilt za te słowa i tę muzykę... klik

5 komentarzy:

  1. szczur z loch ness14 listopada 2015 18:09

    A potem wszyscy się dziwią, że uprawiam Magię Chaosu
    https://www.youtube.com/watch?v=zp_7wYh2_L0
    Chciej a stanie się
    Buziaki od nas

    OdpowiedzUsuń
  2. coś się dzieje po to, by coś innego mogło się dziać? Może właśnie te cztery razy sprawiaja, że patrząc perspektywicznie ratujesz siebie, bo szukasz w sobie?
    Tak sobie bełkoczę, bo nie wiem co powiedzieć...

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że będzie dobrze, przesyłam ciepłe myśli.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aguś Tule Mocno :* Dziewczynko Moja :*

    OdpowiedzUsuń
  5. samych szczęśliwych chwil w Nowym Roku Aga!

    OdpowiedzUsuń