wtorek, 29 stycznia 2008

viagra dla kobiet...?

    Natknęłam się ostatnio na ciekawy artykuł, który próbuje wyjaśnić sekret kobiecego orgazmu i projekt wynalezienia farmaceutyku, który mógłby go stymulować.
Ponoć koncerny farmaceutyczne na całym świecie rozpoczęły dużą rywalizację w tej dziedzinie zaraz po sukcesie niebieskich tabletek dla mężczyzn.
Dlaczego zatem nie ma jeszcze różowej viagry? Ano dlatego, że nie jest to kwestia jedynie fizjologii narządów płciowych, ale przede wszystkim naszego mózgu.
W odróżnieniu od mężczyzny, aby uzyskać pełną satysfakcję seksualną, kobieta musi najpierw ożywić cały mózg, a potem wyłączyć go w przeważającej większości, po to, aby w jednej sekundzie uruchomić go ponownie.
Brzmi to straszliwie... ale chodzi jedynie o to, że kobieta odbiera przyjemność całą sobą długo przed samą sytuacją. Już niejako jej przeczucie uaktywnia nadzwyczajnie liczne obwody neuronów. W momencie natomiast, kiedy kobieta zaczyna poprzez dotyk odbierać przyjemność, aktywne do tej pory obszary mózgu zaczynają zmniejszać swą aktywność. Natomiast sam orgazm to niejako wybuch reakcji neurochemicznych, w których biorą udział jednocześnie wszystkie hormony.
Hm... niby zatem bomba hormonalna wystarczy, a jednak nie jest to takie proste...
Pobudliwość seksualna kobiet jest bowiem w ogromnym stopniu uzależniona od bodźców zewnętrznych. Jest to z jednej strony ogromna zaleta, z drugiej duża wada. Bodźce zewnętrzne mogą uprzyjemnić bowiem samo przeżycie tego wybuchu reakcji neurochemicznych, ale z drugiej - najmniejszy drobiazg typu: zapach, dźwięk, dotyk, słowo wypowiedziane w złym momencie wystarczy, aby część mózgu odpowiedzialna za wrażenie lęku i niepokoju (tzw. jądro migdałowate) wznowiła pracę, blokując ową reakcję.
Uff... skomplikowane to trochę, ale po głębszym zastanowieniu się nie takie znowu naukowe i nierealne.
Naukowcy póki co są zgodni, że najlepszym sposobem uśpienia migdałowatego cudaka kobiecego mózgu jest zapewnienie jego właścicielce dobrego nastroju, relaksu, uspokojenia, zaufania...
Specjaliści od terapii seksualnej twierdzą nawet, że dla kobiety grą wstępną jest wszystko, co dzieje się w ciągu 24 godzin przed samym seksem (mężczyźnie wystarcza 3 do 5 minut - to tak trochę złośliwie, ale zgodnie z prawdą piszę)

Coś mi się wydaje, że jeśli tutaj cały zespój czynników wprawiających nas w dobry nastrój ma zadziałać, to naukowcy albo muszą z życia wyeliminować stres, albo stworzą jakąś różowiutką tabletkę psychotropową...
Niemniej ciekawa jestem ogromnie, co też panowie naukowcy wyczytają jeszcze w naszych mózgach :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz