wtorek, 24 marca 2009

złote rady glazurnika

    - Ojej... ale się pani przykurzyła - powiedział macher wskazując na mój czarny flauszowy kubraczek, kiedy wychodziłam z domu pokonując osiadający nadal pył i złorzecząc na zabrudzoną wykładzinę w przedpokoju. Prawdopodobnie musiałam rzucić przez ramię coś na temat tego, że wykładziny to ja do ładu już nie doprowadzę, ponieważ właśnie wtedy, kiedy to już na klatce schodowej chusteczką higieniczną wycierałam pył z rączki parasola, usłyszałam, jak macher sugeruje, że ma kogoś profesjonalnego do cyklinowania podłóg i zapytał zażenowany, wyłażąc za mną na tę klatkę, po co to właściwie parkiet wykładzinami przykrywam. Ręce mi opadły równocześnie z chęcią dywagowania, tym bardziej, że godzina motywowała mnie do szybszego udania się w kierunku placówki oświatowej szkołą nazwanej.
Ponoć wszyscy specjaliści czmychnęli za granicę, a mnie sami perfekcyjni się trafiają! Normalnie niewiarygodne... Szczęściara ze mnie. Ślubny też się cieszy... Taaak... właśnie z tej radości sobie piwo otworzył... klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz