sobota, 19 czerwca 2010

w truskawkach cały sęk

    Jestem spokojna i opanowana. Jak nie ja. Ślubny nie dowierza, a mnie całkiem dobrze z tym spokojem. Nawet jeśli teściowie zapomnieli o moich urodzinach, drań wykasował papierologię moją z ostatnich dwóch dni, a ślubny oświadczył, że jechał za szybko, bo spieszył się do domu, ale to tylko rysa i załatwi do wyjazdu. Nie wyprowadziła mnie z równowagi rada klasyfikacyjna, ani zmiana w ostatniej chwili w scenariuszu uroczystości na czwartek. Ani zmienione arkusze ocen i świadectwa. Nie obeszło mnie nawet to, iż historyczka nazwała mnie cudem pedagogicznym, któremu wszystko się udaje, a mama Moniki z trzeciej płakała pod pokojem, żeby godzinę przed klasyfikacyjną wyżebrać ocenę dla niej. Nie denerwuje mnie nic. Ani brak snu, ani kilometry po schodach w szkole, ani fakt, że jeszcze nie zamówiłam kwiatów, a przecież zawsze na długo przed miałam wszystko zapięte na ostatni guz. Hm... wprost przeciwnie, teraz guziki to ja odpinam raczej. Właściwie to i jakby pora na to już...
    A poza tym to fajnie, że jest czerwiec. Bo go lubię. Mogę bezkarnie żywić się tylko truskawkami i spać przy otwartym balkonie. klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz