niedziela, 1 listopada 2009

Mi dance makabre

    Mi przeciągnęła się stanowczo i wciąż nie otwierając oczu naciągnęła ciepłą pierzynkę pod sam nos a twarz wtuliła w poduszkę. Było ciepło i miło. Oknem nie wpływały jeszcze promienie słońca, ale wpływać nie mogły, ponieważ tego dnia słońce schowało się za gęstą warstwą chmur i chmurzysk. Miło było Mi wrócić do tego, co przed chwilą jeszcze działo się w jej podświadomości i nieświadomości. Zwłaszcza ta nieświadomość niosła pozytywne i optymistyczne wizje...
- Posuń się, bo mi niewygodnie - powiedziała panna Ś z obrzydliwie niewyraźnym makijażem na bladej, ale pełnej i gładkiej twarzy.
Mi otworzyła oczy i zdziwiona przyjrzała się gościowi.
- No?? I jak ci się spało? - z jednym z chytrych uśmieszków na umalowanych jarzębinowego koloru szminką ustach panna Ś bardziej stwierdzała  niż pytała - Dziwne... ten dzień, a ty spałaś spokojnie, nie mówiłaś przez sen, nie miałaś szybszego tętna i na dodatek uśmiechałaś się beztrosko.
- Uhm... - zamruczała Mi - spało mi się dobrze. DOBRZE! I jazda z mojego łóżka, bo mdli mnie od twoich perfum. Mówił ci już ktoś, że są tak potwornie słodkie, że aż chce się od nich rzy...
- Spokojnie i bez brzydkich słów Mi... - znowu paskudnie uśmiechnęła się Ś - tak ich przecież nie lubisz... No i widzisz kategoryzujesz tak bardzo, że mnie też mdli. Twoje łóżko, twoje życie, twój świat, twoje, twoje, wszystko twoje!
- Uhm... tu się muszę z tobą zgodzić: moje - Mi podciągnęła pierzynkę i poprawiła sobie poduszkę - Po co przylazłaś? Masz jakiś szczególny powód, czy tylko chciałaś mi zakomunikować, że mój sen cię rozczarował?
- A ciebie nie? Zawsze wszyscy tłumnie ci się śnili, zawsze płakałaś, zawsze przeżywałaś, zawsze była wokół ciebie pustka i bałaś się zimna, a nie mogłaś się obudzić i poprosić, aby Troskliwy do rana nie gasił lampki i obejmował ciebie mocno. Ale zawsze czekałaś na ten sen. Nie dziwi cię to? - Ś poprawiła fałdę spódnicy, założyła nogę na nogę i zaciągnęła się papierosem.
- No nie! tego to już za wiele! Przychodzisz z rana, dywagujesz i palisz bez pozwolenia - Mi zaczęła dym odganiać od siebie szybkimi machnięciami dłoni.
- Taaa... bez pozwolenia, co? to jeszcze bardziej ciebie wkurza niż sam dym. Dym jest miły moja miła. Dym zasłania, dym oczyszcza, dym ma smak i zapach. Dym nie jest taki bezsensowny, jak większość uważa.
- Dym może i tak... ale palenie jest obrzydliwe.
Panna Ś zaśmiała się i wydmuchała kolejny kłąb dymu w nos Mi. Oblizała dolną wargę i długimi, bardzo delikatnymi palcami najpiękniejszej kobiecej dłoni, na której lśniły pierścionki z ogromnymi oczkami o żywych odcieniach, poprawiła pukiel włosów, który spadał jej niesfornie na policzek.
- Obrzydliwe, obrzydliwe - Ś zaczęła śmiejąc się przestrzegać Mi - a kto twierdzi, że wiedzie żywot hedonisty? No ale moja droga, tu muszę ci złożyć ukłon: trudno było znaleźć hak na ciebie, bo w tym uwielbieniu tego, co twoje, uważasz bardzo i najpierw próbujesz, a potem podejmujesz decyzję. Zwykle rozsądną... - Ś skrzywiła się z niesmakiem i lekką irytacją. Mi się zaśmiała.
- Takie wielkie słowa? No proszę... Ś też można zirytować. Kto by pomyślał? Ostoja cierpliwości...
- Mylisz się bardziej niż bardzo - Ś przybliżyła ogromne oczy do twarzy Mi i skandując słowa powiedziała - jestem spokojna i opanowana, jestem też szybka i nierozważna, ale zawsze jestem.
- Jesteś, jesteś, temu nie zaprzeczam. Panoszysz się i zbierasz pochwały. Piszą o tobie wszyscy i popełniają kolejne błędy, a ty je bierzesz za uwielbienia. Powiedz jeszcze, że dobra jesteś. - Mi ziewnęła i zniecierpliwiona zaczęła śledzić wzorek na kołdrze.
- A może nie jestem dobra? Jestem nawet czasem najlepszym wyjściem. - Ś zaczęła obracać w palcach drugi papieros, ale przyjrzała mu się krytycznie i schowała do papierośnicy. - Czas na mnie.
- Na mnie nie. Chcę dzisiaj odpocząć.
Ś zaśmiała się perliście i zaczęła poprawiać długie czarne kozaki.
- Taaak... ty wiesz wszystko. Jaka ty byłaś oczytana i świadoma: odchodzenie od wiatru i chłodnego dotyku prześcieradła, tak lekko ubyć z zapachu, z barwy i wcale nie patetycznie. Wiesz jak mnie wtedy drażniłaś mądralo? Tym brakiem uczuć i emocji? - W głosie Ś zaczęły pojawiać się nuty jeszcze większego zniecierpliwienia, Mi patrzyła na nią bez strachu i z lekką już odrazą, podobną do tej, z jaką patrzy się na gościa, który pojawił się bez zapowiedzi i znacząco przeciąga moment wyjścia, chociaż stoi przy samych drzwiach. - Ale mylisz się, moja ty opanowana - Ś uśmiechnęła się serdecznie i Mi pomyślała, że w gruncie rzeczy jest to piękna kobieta, tylko tak jakoś nienaturalnie blada - mylisz się i to bardzo, jestem cierpliwa, ale nie podła, nie szukałam haka, sama go stworzyłaś: można ubyć lekko i z barwy, odejść nawet od uważnych jego oczu, ale wtedy, gdy są to uważne oczy dziecka, lekkość staje się ciężarem... - Mi przełknęła ślinę i poczuła, że okolica serca drętwieje i drga, a prawa pacha i pierś bolą jeszcze bardziej. Ś przyjrzała się jej uważnie i wychodząc przesłała pocałunek na dłoni - Trzymaj się cieplutko zatem i pamiętaj, że na mnie zawsze możesz liczyć.
- Wiem - Mi opanowała brzmienie głosu - ale dzisiaj daj mi do cholery odpocząć. I pamiętaj, że ja wiem, a to zmienia perspektywę. - Mi położyła się, zamknęła oczy i próbowała zebrać myśli, ale słyszała wyraźnie perlisty śmiech rozbawionej Ś dochodzący już z klatki schodowej. Nagle śmiech na chwilę przycichł.
- Jak nic zapala papierosa - pomyślała Mi - nie dba o siebie dziewczyna i nie chce tego przyjąć do wiadomości. A ostatnio też I trochę schudła... 

    Mi postanowiła wstać. Chłodny dotyk podłogi w kuchni i odgłos bosych stóp na parkiecie przedpokoju urealniał ją tu i teraz. Zaparzyła kawę w ogromnej filiżance. Włączyła radio. Upewniła się, że Ono śpi spokojnie w swoim pokoiku, a Troskliwy nie obudził się jeszcze. Na powrót ułożyła się wygodnie w łóżku, wzięła do ręki książkę o spadających aniołach i wszystko wróciło do normy. Pozostał tylko ten dziwny lęk w sercu Mi i świadomość, że Ś nie myliła się w swojej ocenie sytuacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz