sobota, 22 sierpnia 2009

bezkarnie

   Chłód sierpniowy powoduje, że nad ranem chętniej stopy owijam w pierzynkę i leniwie przeciągam się po przebudzeniu, szukając chłodu prześcieradła, zamiast wstać i ścigając się z czasem, smażyć powidła, których smak pozwolę smakować dopiero późną jesienią. Ze stóp moich nie zniknęła karmazynowa czerwień lakieru do paznokci, ale na ciele pojawił się miękki szlafrok, w którym rano, stojąc z kubkiem kawy przy oknie kuchennym, obserwuję skwer i katedrę. Zieleń ewidentnie dojrzała przesłonięta jest już mgiełką gęstą i orzeźwiającą. Trochę tajemniczą, trochę zagadkową. W takiej zieleni może zdarzyć się wiele.
Lubię ten stan, kiedy to chłód zmierza się z rozgrzaniem i kiedy ocierając pot z czoła, czuję gorąc karku oraz zimno stóp własnych i przedramion. Przeciwieństwa przecież się przyciągają. I dlatego mieszam to co żółte z tym, co czerwone, słodząc paprykę, a octem traktując gruszki.
Ulubione wieczorem na balkonie przy marznących lekko różach jest co prawda karkołomne, a na pewno perwersyjne, ale miłe. A róże lubią marznąć. Ja też. Trochę. Dla samego posmaku zimna. klik

piątek, 14 sierpnia 2009

o janiołach

    Znowu mamy dwoje dzieci, bo "prawda ciociu, że mogę?" No tak... ciociu zawsze się zgadza. Zatem... w związku z powyższym mam więcej zajęć, a ślubny ma mniej spokoju w pracy, ponieważ dzieciaki wytrwale szturmują drzwi do niego, bo "kiedy wreszcie skończysz pracę i czy na pewno musisz pracować zamiast iść na rowery?" Nie udało mi się jeszcze usłyszeć jego odpowiedzi, a sama jestem jej bardzo ciekawa. Psiak natomiast szczeka przy każdym galopie drania i dziewczynki przez mieszkanie i uczy się śpiewać przy ich intensywnej i wytrwałej grze na flecie oraz trąbce. Dzieciom nie przeszkadza, że na razie jego śpiew to po prostu wycie. Ponoć początki zawsze są trudne...
Sąsiedzi co prawda jeszcze nie stukają do nas, albo tego zwyczajnie nie słyszymy. Z resztą... i tak nas mają za pomylonych. Ja sama mam nas chwilami za pomylonych, więc co się sąsiadom dziwić będę?

    ...ale za to wieczory jakie są przyjemne, kiedy dzieciaki utłamszone śpią i wyglądają jak janiołki (bo drań się upiera, że anioł to janioł i wymowy uczy mnie, dopóki kapitulacji nie obwieszczę), a my możemy złapać oddech... Taaak... a ja myślałam, że to pobyt w puszczy i pobyt na wsi był dla nas przeżyciem ekstremalnym... klik

środa, 5 sierpnia 2009

daleko stąd

   Chociaż przez ostatnie trzy dni z domu wychodziłam jedynie na plac zabaw, to i tak czuję się, jakbym wróciła z bardzo daleka, ponieważ przez ten czas nieomal stale pani podpatrywała Białego pośród Dzikich, a potem poznała szamana plemienia Carapana. I to ostatniego. Było miło. Ciekawie też było. W nocy to nawet i momenty były z duszą na ramieniu, jak w książkach momenty były, a ślubny spał i obudzić się nie dawał, tylko mamrotał pod nosem coś, co brzmiało "dobrze, dobrze".
A teraz delektuję się tym momentem, kiedy zamykam książkę po przeczytaniu nawet noty od wydawcy, w której to mam nadzieję znaleźć jeszcze posmak tekstu i staram się rozgraniczyć światy równoległe, przyległe, podległe. Na antropologiczne poszukiwania mnie bowiem wzięło tego lata ponownie i odbieganie od cywilizacji. A raczej szukanie jej w formie czystszej, bardziej zrozumiałej dla mnie. Nawet ubrania nieświadomie tylko z metką "ethno" mi w ręce wpadały, którą dopiero w domu zauważałam ku uciesze męża mojego własnego i osobistego, że jestem nieświadoma własnych czynów. Drań się teraz dziwi, że ja biała, albo seledynowa, albo brązowa. Bo brązowa to ja nigdy nie byłam. Taak... i tylko niezmiennie tak zbyt ciężko patrzeć na to, co wokół i przyjmować do wiadomości, że żyjemy w świecie, w którym rządzi człowiek, który jest istotą rozumną i jako ta rozumna istota wyrzuca na moich oczach z samochodu psa i odjeżdża... a pies biegnie za nim środkiem ulicy, ale nie ma szans, bo człowiek przyspiesza. A pies biegnie i biegnie dalej taki zdziwiony.
Zwolniłam. Bardzo. Nawet ciśnienie moje leży na podłodze. Kawa pachnie intensywniej. Sierpień wokół. Taki graniczny, pełen oczekiwania na coś, co się wydarzy co prawda za miesiąc, ale już pobudza myśli. "Zatańczysz ze mną?" zapytał drań. Tańczymy... lubię tańczyć z draniem, w tańcu drań siedzi mi na biodrze, jak od początku, kalendarz jest o setki kilometrów ode mnie... świat codzienny również. klik