środa, 9 stycznia 2008

rażące mnie metody wychowawcze

    Siedzimy u znajomych, pijemy kawę, miło rozmawiamy. Odpoczywam... Dwulatek bawi się z ich najmłodszą pociechą. Pełen relaks. Nagle do domu wracają trzy ich starsze córki. Panny w wieku lat sześciu, ośmiu i dziesięciu. Dziewczyny zaglądają do pokoju, mówią dzień dobry i... I nagle słyszę głos pani domu, która mówi do córek: to są - i tu wymienia nasze imiona... Siedzę lekko skonsternowana. Zbyt zszokowana, żeby coś powiedzieć, a pan domu z uśmiechem dodaje, że oni mają taki styl wychowawczy...
Taki styl... co to niby ma polegać na tym, że nie wymusza się sztucznie szacunku.
Taaa...zaraz się mogę dobitnie przekonać o tym, bo wchodzi do nich koleżanka jednej z córek i do moich znajomych per ty się zwraca bez żenady. Do nas również... A gospodarze nas sobie nawet nie przedstawili.
Pełen luz czyli. No klepnąć się po plecach z młodymi i wódeczki napić, a potem porozmawiać o życiu.
Nie odpowiada mi taki styl. Nie odpowiadało mi ich tłumaczenie dwulatkowi,że nie są ciocią i wujkiem tylko ludźmi z imieniem. Nie odpowiada mi styl bycia luźnym. Obowiązują pewne zasady i hierarchie.
Jeśli oni chcą być na ty z otoczeniem, to niech będą. Jednak niech otoczenia nie zmuszają do bycia na ty z ich dziećmi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz