środa, 14 maja 2008

"Czy chcesz wyglądać jak chińskie cesarzowe?..."

    ... - przeczytałam dzisiaj w piśmie dla udomowionych czarownic - "Czy chcesz tak, jak one mieć delikatną cerę i promienny wygląd?" - No ba!!! każdy chciałby... Dlaczego ja niby miałabym się wyłamać?
"Czy chcesz poznać rytuały chińskich cesarzowych, dzięki którym nikt nie był w stanie wyczytać wieku z ich twarzy?" - I tu poczułam, że wstęp nieco przydługi, ale czego się nie zrobi, żeby być jak cesarzowa? Czytałam zatem dalej i starałam się cierpliwą być, pewna, że jeszcze kilka zdań i poznam jakiś cudo sposób. A tu... a tu czytam, żeby iść do lustra i przyjrzeć się zmarszczkom na twarzy... No dobra, niech będzie! I sama sobie nie wierząc, że to robię, pobiegłam do lustra, przed którym się wykrzywiłam maksymalnie, coby wszystkie dojrzeć. Dzięki temu już przynajmniej  wiem, jakich min mi robić nie wolno.
Wracam na sofę z myślą, że zaraz dowiem się o jakimś cudnym mazidle, które na pewno naiwnie nabędę, a tu czytam... że...
... po pierwsze mazidła żadnego kupować nie muszę... No to akurat dobrze - ślubny polubi pismo dla udomowionych.
... po drugie, że starzeję się według jin... Hm... no to czytam dalej, aby się dowiedzieć, czy autorka tekstu mnie aby nie obraża. Ale autorka nie dość, że  mnie nie obraża, to pisze coś, co się faktycznie zgadza - objawy moje wszystkie opisała. Normalnie musiała mnie podglądać i zapiski robić! Toż ona wie o mnie wszystko!! No trudno... jakoś się z tym pogodziłam, że byłam podglądana przez ową i czytam, że aby tych objawów uniknąć i być jak ta cesarzowa - piękna i gładka znaczy, to...
... mam się ruszać... No... tego to mi nie brakuje akurat. Od biegania za rowerkiem prowadzonym przez drania, po dźwiganie drania razem z zakupami.
... ćwiczyć chi kung... No jak to rozszyfruję, to pewnie i tak w powiatowym instruktora nie znajdę... i wtedy ślubny lubić pismo dla czarownic przestanie, bo jak znam siebie, to dziurę w brzuchu mu wywiercę, aby mi instruktora znalazł, albo książkę o owych ćwiczeniach spod ziemi wydobył...
... przyprawiać... I to zabrzmiało pięknie!! Przyprawiać toż ja wielbię. A tu w dodatku napisane, że mam przyprawiać na ostro i rozgrzewająco!! Pokochałam autorkę tekstu!! Normalnie miłością absolutną!! Okazało się jednak, że nie na długo, ponieważ zaraz po owym nakazie przyprawiania wprowadziła zakaz jedzenia sałatek i surówek. No dobra... to jakoś przełknęłam... A niech tam... Ale autorka bezlitośnie dla mnie pisze, że absolutnie mam wykluczyć czarną kawę i herbatę jakąkolwiek... No dramat... A zastąpić je mam kawą zbożową...
Moje załamanie zenitu sięgnęło i postanowiłam spojrzeć, jak bardzo przechlapane mają te, co to się według typu jang starzeją. No i się załamałam jeszcze bardziej. Te to normalnie sielankę mają... Oczyszczać się, nie pieprzyć i popijać pokrzywę... No... no i gdzie tu sprawiedliwość? Normalnie nie ma sprawiedliwości...

Kawę zbożową kupiłam... Ślubny najpierw parsknął śmiechem, a potem się przeraził, że kryzys w naszym domu zapanował. Zagryzam właśnie imbir, który popijam wodą (ciepłą) z miodem. O kawie myślę tęsknie... A co dopiero rano będzie?...
No i oświadczam: jeśli w ciągu miesiąca chińską cesarzową się nie stanę, rzucam kurację i starzeję się... tak po prostu i bez typowo. Albo typowo...Trudno...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz