czwartek, 4 października 2007

wstyd

    Każdego dnia coraz bardziej otwierają mi się oczy na sprawę wstydu. Wstydu raczej dziwnego. No bo jak można się wstydzić siebie samej i swojego ciała? Nie chodzi mi tutaj o zmarszczki, czy pierwsze siwe włosy. Nie chodzi również o tłuszczyk na biodrach, czy też jego zbyt duży brak. Chodzi mi o wstyd, który w kobietach wywołuje ich własna seksualność. Jest to nadal ewidentny temat tabu nawet w środowisku samych kobiet. Nie rozmawia się przecież z przyjaciółką, co która lubi i jak. No ba! nie rozmawia o tym nawet ze swoim partnerem. Czasem kobieta nawet nie wie, co lubi, bo przecież sama nie sprawdzi, a partner nie zawsze wszystko odkryje...
Sfery intymne ciała własnego są nadal w rozmowach zakazane. W myślach najwyraźniej również. Nawet o chorobach kobiecych się nie rozmawia, bo trzeba było by sprawę po imieniu nazwać szczegóły anatomiczne poruszając...
Skąd to się bierze?... Skąd brak nazewnictwa, które pejoratywnie nacechowane by nie było?
I o co właściwie jest ten wstyd? O kwestię każdego dotyczącą. I o pragnienia własne, które przecież zaspokojone, życie pięknym czynią...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz