wtorek, 11 grudnia 2007

o świętach, których nie czuję jeszcze

    Magii świąt nie czuję jeszcze wcale. Nie ma zimy, nie ma śniegu, nie ma mrozu, nie ma ozdób świątecznych w powiatowym. Dom mój nie pachnie jeszcze ani mydłem marsylskim, ani makowcami. Nawet suszu jeszcze nie gromadzę.
Nowe firanki czekają na zawieszenie, ale najpierw okna muszą się dać umyć. Choinka rośnie jeszcze sobie gdzieś tam.
A pamiętam magię tych świąt i ich zapachy z dzieciństwa. Pamiętam, że cały grudzień był miesiącem świątecznym. Mama z babcią piekły pierniki, makowce, kruche ciasteczka. W wannie pływały karpie, które uparcie dokarmiałam. Pamiętam zapach choiny, po którą w Wigilię rano rodzic płci męskiej jechał do znajomego leśniczego i przywoził cudo nad cuda. Zapach świerku mieszał się z zapachem ciast i przede wszystkim mandarynek. Cały dom lśnił od ozdób i dźwięczał kolędami.
A teraz? Teraz mama piecze pierniki i makowce, a resztę robi się w ostatnim tygodniu, bo wszystko jest i można dzień przed bez problemu nabyć. Choinkę mężuś przywiezie dzień wcześniej, żeby z samego rana dwulatek mógł ją stroić. Zapach mandarynek jest jednym ze stałych zapachów w naszym domu, a Wigilia chociaż u nas w domu robiona nie wymusza na mnie tremy i zwiększonego tempa działania.
Oglądałam dzisiaj z dwulatkiem ozdoby choinkowe. Aniołki, gwiazdy, bombki, łańcuchy. Oglądałam podświetlane ozdoby do okien... Ale i na to jeszcze czas.
Niechby chociaż śnieg spadł...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz