niedziela, 10 lipca 2016

weekendowo

    Basia rośnie i łobuzuje. I śpi. Odpoczywam patrząc na nią. Wiele czynników wskazuje, że pojedzie z nami w Bieszczady. Już za pięć dni tam ruszamy. Pierwsze trasy zostały wytyczone. Dzisiaj popełniliśmy zakupy na wyjazd. Niby podstawowe, niby całościowe. Jakie dokładnie, okaże się dzień przed.
    Wczoraj skończyłam czytać "Tego lata w Zawrociu". Wciągnęła mnie ta książka. Dwa wieczory czytania i kolejny wieczór myślenia nad opowiedzianą historią. Jak ja bym się zachowała? Dylemat skrajnie abstrakcyjny co prawda, a jednak gdzieś tam zbieżność jednak się pojawiła.
    Piątkowy wieczór spędziłam z draniem w kinie na "BFG. Bardzo fajny Gigant". Drań zachwycony, ja prawie tak samo jak on. W kinie na tym seansie byliśmy sami... Potem wieczorny spacer na lody na deptaku w powiatowym. Deptak - ku mojemu zaskoczeniu - żywy, pełen ludzi, tętniący tym, czym kręgosłup miasta tętnić powinien: muzyką, gwarem, śmiechem, zapachami. Niespiesznie z tymi lodami szliśmy w kierunku starego miasta. Mniej tętniący obszar, ale za to i tu niespodzianka klimatyczna, bowiem chłopcy grali wokół pomnika Piłsudskiego w piłkę. Nawet dwóch kolegów drań spotkał. Zabawne. W tle gdzieś nawalało disco polo w najgorszym wydaniu i błyskały kolorowe światła. Godzina 20. Może za dużo szczegółów dostrzegłam. Mąż mój własny i osobisty czekał na nas z Lulusiem przy parku. Krok za krokiem wróciliśmy do domu. Każdą komórką ciała czuję już urlop. Ten weekend miałam wolny, chociaż wstępnie zapowiadały się nagrania. Jutro skończę wcześniej. We wtorek fryzjerka - tak trochę na przekór. Od środy będę zamykać tematy.
    Miałam dzisiaj sen. Namacalny taki. Bliski taki. Taki, co to się pamięta i nie chce się obudzić, a po obudzeniu człowiek ma nadzieję, że nie mówił przez sen. Czemu akurat dziś? klik



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz