czwartek, 11 czerwca 2009

głaskanie kotka za pomocą młotka...

    ... czyli pani zastanawia się, co się dzieje wokół.
Od poniedziałku zaczęłam oddychać. I chodzić popołudniami z dzieckiem własnym na plac zabaw. Miło tak się odmóżdżyć. Jakoś łatwiej wtedy zaakceptować pewne sprawy. Taki bałagan w domu na przykład ten i tamten. Bałagan taki w dodatku, który robią chyba u mnie krasnoludki tudzież inne nieludzie. Takie kilka kubków po wszystkim, stos ściereczek, papierzyska i inne niezbędne do życia rzeczy, do których nikt się nie przyznaje. Okna od strony mieszkania brudzą również te krasnoludy, a ostatnio to nawet drzwi do pokoju czymś upaprały i stłukły ulubiony talerzyk. Mój ulubiony. Gdyby nie był to mój ulubiony, pewnie bym na nie taka zła nie była. Łatwiej zrozumieć również to, że do szkoły obecnie przychodzą jedynie nauczyciele i w większości siedzimy sobie w pokoju nauczycielskim i produkujemy papierologię. A dlaczego produkujemy?... Taaak... to bardzo dobre pytanie. A dlaczego sami jesteśmy? No bo uczniowie uważają, że już przychodzić do szkoły nie muszą. Łatwiej zrozumieć też fakt, że w wieku obecnym dowiedzialam się, że jestem uczulona i ukąszenie komara może spowodować u mnie np. odrętwienie stopy i powiększyć mi ją do rozmiarów znacznie poza normę wykraczających.
Ale jednak odmóżdżenie nawet absolutne nie daje odpowiedzi na pytania typu: dlaczego mamy dwie rady z rzędu jednego popołudnia bez wcześniejszej informacji, albo dlaczego znać się dla niektórych oznacza siedzieć sobie notorycznie na głowie i dawać dowody istnienia. Ale ja się ponoć czepiam. Od wczoraj się czepiam. A przynajmniej od wczoraj wiem o tym... klik

PS. No a teraz biegnę po kawę i idę do Was w odwiedziny :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz