środa, 6 kwietnia 2011

If you can’t make your mind up: będę się smażyć w piekle, czyli Ela mnie nienawidziła przez dobę, a ja lubię ten chaos

       – Nienawidzę cię – wykrzyczała mi wczoraj prosto w plecy Ela. A dzisiaj napisała świetny artykuł. I nie wykrzyczała niczego. W takich chwilach zastanawiam się jednak, ile powinno być krzyku w czyichś emocjach, aby nie przesadzić i mieć furtkę, przez którą można wślizgnąć się prawie niepostrzeżenie, a Magda zaparza zieloną herbatę i wytwarza wokół mnie chaos papierzany. W zasadzie wystarczy, że wyciągnie segregator z ZAIKS-em. To przestawia moje myśli na inne tory. Mądrą mam asystentkę.Wiem, że każdy ma swoją rację i każdy ma swój dzień. Wczoraj między innymi ścigałam się z czasem, programem, samochodem i prywatnymi sprawami osoby, z którą robiłam wywiad, ale to bynajmniej nie przytępiło mi umiejętności oceny.
- Dziękuję, że się pani zgodziła. Świadoma jestem, że będę się smażyć w piekle.
- I dobrze.
Tak… Może się i będę smażyć, chociaż miło takie coś powiedzieć, kiedy całą resztę się już ma na taśmie, a kamerzysta chowa cały sprzęt. Są to te drobne chwile, które dają posmak dziennikarstwa większego niż lokalne. Ale chyba jedynie ja i on mamy na razie takie ambicje. Część mojego zespołu pragnie małej stabilizacji i spokojnych nagrań uzgodnionych w szczegółach, a część nie wie jeszcze, czego w ogóle pragnie. Dlatego ja biegam, oni coraz szybciej chodzą i każdy spełnia się w wyznaczonych przez siebie ramach. A to już sukces. Dzisiaj z dziką rozkoszą zagłębiłam się w swoim fotelu, włączyłam prywatną muzykę i zdjęłam pod biurkiem obcasy. Uczucie warte grzechu. Za rzadko w nim ostatnio siadałam. Niestety obecnie niczego już nie odpuszczam, chociaż na pozór ponoć nadal miła jestem. Chyba, że akurat przeczytam kiepski tekst. Być może… klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz