– Nienawidzę cię – wykrzyczała mi wczoraj prosto w plecy Ela. A
dzisiaj napisała świetny artykuł. I nie wykrzyczała niczego. W takich
chwilach zastanawiam się jednak, ile powinno być krzyku w czyichś
emocjach, aby nie przesadzić i mieć furtkę, przez którą można wślizgnąć
się prawie niepostrzeżenie, a Magda zaparza zieloną herbatę i wytwarza
wokół mnie chaos papierzany. W zasadzie wystarczy, że wyciągnie
segregator z ZAIKS-em. To przestawia moje myśli na inne tory. Mądrą mam
asystentkę.Wiem, że każdy ma swoją rację i każdy ma swój dzień. Wczoraj
między innymi ścigałam się z czasem, programem, samochodem i prywatnymi
sprawami osoby, z którą robiłam wywiad, ale to bynajmniej nie przytępiło
mi umiejętności oceny.
- Dziękuję, że się pani zgodziła. Świadoma jestem, że będę się smażyć w piekle.
- I dobrze.
Tak… Może się i będę smażyć, chociaż miło takie coś powiedzieć, kiedy
całą resztę się już ma na taśmie, a kamerzysta chowa cały sprzęt. Są to
te drobne chwile, które dają posmak dziennikarstwa większego niż
lokalne. Ale chyba jedynie ja i on mamy na razie takie ambicje. Część
mojego zespołu pragnie małej stabilizacji i spokojnych nagrań
uzgodnionych w szczegółach, a część nie wie jeszcze, czego w ogóle
pragnie. Dlatego ja biegam, oni coraz szybciej chodzą i każdy spełnia
się w wyznaczonych przez siebie ramach. A to już sukces. Dzisiaj z dziką
rozkoszą zagłębiłam się w swoim fotelu, włączyłam prywatną muzykę i
zdjęłam pod biurkiem obcasy. Uczucie warte grzechu. Za rzadko w nim
ostatnio siadałam. Niestety obecnie niczego już nie odpuszczam, chociaż
na pozór ponoć nadal miła jestem. Chyba, że akurat przeczytam kiepski
tekst. Być może… klik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz