sobota, 2 kwietnia 2011

z perspektywy snu z mrówkami i bez, czyli porządki wiosenne

    Wyspałam się dzisiaj nieprzyzwoicie i za ostatnie czasy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam pełny weekend w domu bez jednej minuty poświęconej pracy. I nie ma znaczenia, że po albo przed mam dzień wolny – dwa dni z rzędu po tygodniu obowiązków to jednak dobry patent. W dodatku jeden z nich można przeznaczyć na porządki, a praca fizyczna ma swoje zalety. Pozornie wyłącza myślenie, faktycznie przełącza je na bardzo konkretne refleksje. Złapałam się dzisiaj kilka razy na tym, że podsłuchałam swoją podświadomość, która knuła coś jakby absolutnie poza mną, a przy okazji zaczęłam zastanawiać się nad istotą snu. Może pod wpływem incepcji? Ostatnio śniły mi się mrówki. Wielkie, czarne, łażące po platformie ze słomą, której brzydziłam się dotknąć, chociaż była czysta. Każdej nocy coś mi się śni, a swój sen wypieram z myśli zawsze przy porannej kawie. Ten mi jednak jakoś w nich utkwił, chociaż nie był specjalnie zły/dobry/ciekawy/miły/przerażający. Może właśnie dlatego? Mam problem z urlopem. Niby zaplanowany, a jednak okazało się, że data ulegnie przesunięciu o nie wiadomo ile, ponieważ w wybranym przeze mnie i zatwierdzonym przez przełożonych czasie muszę służbowo gościć w kilku miejscach jednocześnie, a prawdopodobnie sklonowana poprowadzę plener malarski. Brzmi logicznie. Przecież.
     Po dzisiejszym sprzątaniu mieszkanie jest sterylne, a drań ubawiony możliwością zrobienia rewolucji przed podjęciem działań porządkujących. I szczerze zaangażowany w pomoc.
- Oddzwonię potem – powiedział ślubny odbierając telefon od Marka – bo moja żona właśnie wzięła środki chemiczne i rozpętała piekło. klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz