sobota, 28 maja 2011

z odrobiną hedonizmu prywatnego

- A fuj! – pani zakrzyknęła, gdy Tomek montujący program zasugerował coś tam o atletycznych ciałach półnagich sportowców – Obrzydlistwo – pani postanowiła iść w zaparte.
- Uhm… nie kaman zupełnie, co wy widzicie w facetach – Tomek też postanowił iść w zaparte.
- A bo widzisz… my najpierw zauważamy wasz umysł, ale potem wy zaczynacie się rozbierać.
Czyli tematy poruszamy różne. Oprócz tego w poniedziałek pani walnęła pięścią w biurko i wybawiła się z draniem na w wesołym miasteczku we wtorek, w środę najpierw popłakała się ze złości twarzą w twarz ślubnemu, a potem uśmiała sama z siebie, w czwartek nabyła nowe buty na koturnie, zatopiła w truskawkach całą rodzinę i świętowała wspólnie z najszczęśliwszą. I wreszcie ma wolny weekend. Taki bez saren, koncertów, mistrzostw w lekkiej atletyce, wspinaniu, skakaniu, jeżdżeniu. Nic. Blues. I zielona herbata. Udało nam się też zarezerwować domek w ulubionej Ustce, kiedy tylko pani zaklepała swój termin urlopu i wbiła się inteligentnie między dwie duże imprezy. Jedną będę nadzorować telefonicznie podczas urlopu, drugą osobiście pierwszego dnia po powrocie z. Wiem, wiem… Też nie jestem dumna z siebie, ale to było jedyne możliwe wyjście z sytuacji bez wyjścia. Cieszę się z tej Ustki i wyjazdu gdzieś dalej niż w świętokrzyskie. I jakoś tak nagle nagość zaczęła obowiązywać. Może to za sprawą temperatury, może za sprawą tematyki. A może po prostu bez powodu. Bo czy wszystko musi mieć powód? W zasadzie bez powodu byliśmy na koncercie Czyżykiewicza, bez powodu wzięłam autograf od Szurkowskiego, bez powodu gapiliśmy się na Księżyc i Saturna przez teleskop. Podejrzewam wręcz, że powód jest zbędny, wystarczy samo chcenie, albo nawet spontaniczne kierowanie się poczuciem przyjemności.  klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz