… zrobiło się wokół. Wróciła czerń i bardzo wysokie obcasy. I wcale
nie zapomniałam, jak się stuka tymi cieniutkimi, włoskimi, które są na
specjalne okazje. Wczoraj totalnie bezrefleksyjnie zauważyłam je dopiero
po szesnastu godzinach, a stopy nie musiały odpoczywać w drodze do
domu. Za to drań usnął w foteliku po dniu pełnym emocji. Ja od emocji
jeszcze nie odpoczęłam. Zabawne, że dla mojego dziecka wszystko jest
takie oczywiste i naturalne. Kupił wczoraj zabawkę kościotrupa.
Gumowego. Z dużą głową. Jeśli głowę się ściśnie, delikwent wybałusza
gumowe oczy i przeraża czerwonym płynem, w którym pływają białe, gumowe
larwy. Obrzydlistwo dla mnie i ślubnego. Dla drania wspaniałość.
Wkroczył właśnie w podświadome dance macabre zafascynowany naturalną
brzydotą. Ja z tej fascynacji jeszcze nie wyszłam… więc może powinnam
podsycać w nim rozważania dotyczące estetyki? Nie tej wystudiowanej i
upiększającej, ale tej faktycznej. Przecież nawet chruśniak jest
brzydki, a to właśnie on stanowi zaplecze literackiej erotyki.
We wszystkich wolnych chwilach i wieczorami popijam yerba mate. Jest
wspaniała. Uwielbiam ją. Równie maniakalnie szukam chwil ciszy w każdym
momencie dnia. A moja cisza zazwyczaj jest złożona z bardzo wielu
dźwięków. Drań bowiem coraz sprawniej operuje strunami głosowymi i
zasobem leksyki wprawiając się w opowiadaniu. Cisza to także mruczenie
dwóch pięknych, które niczym pokemony ładują mi się na brzuch albo
głowę. Cisza to muzyka, wiertarka u sąsiadów, alarm w aucie na parkingu,
krzyk dzieci na placu zabaw, stuk klawiatury. Zabawne, jak bardzo
głośna potrafi być cisza… A jednak ta, na którą zwracam uwagę, jest
zbiorem dźwięków prywatnych, osobistych, domowych.
Lubię, jak wokół robi się tak cicho. Od kilku dni układam włosy
zawijając je na szczotce. Dziwne uczucie mieć znowu długie włosy. klik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz