poniedziałek, 10 maja 2010

gdzie jestem, gdy mnie nie ma?

    ... od dwóch tygodni przeważnie w sypialni. O ile w domu. I wtedy to z kompresami, syropami, laptopem i jakimś filmem, który ma mi urozmaicić życie w gorączce. A jeśli nie w sypialni to już zwyczajnie: w tysiącu różnych miejsc. Życie w trójwymiarze ma jednak swój urok. Kroki zagłuszam kaszlem, mówię normalnie, słyszę jednak nieco mniej. Co bywa zabawne. I wygodne. Wirus mnie dopadł i odpuścić nie chce. Poszłam nawet do lekarza. Nawet na zwolnieniu byłam. Dwa dni. Co bowiem poradzić na to, że sama myśl o przychodni ozdrowiła mnie nagle i ani gorączki, ani gigantycznych migdałów, ani bólu mięśni nie wykazywałam? A jeżeli nie wykazywałam, to na rzekome osłabienie dwa tylko dni dostałam i właśnie tego drugiego dnia ponownie umierać na gorączkę i resztę całą zaczęłam. Ktoś tam w szkole nawet zapytał, czy w wolnych chwilach się biczuję dla rozrywki, ale obecnie dla rozrywki to ja nawet nie czytam, bo mnie oczy bolą i marzę jedynie o tym, żeby się tak po prostu po powrocie do domu położyć. Z pozycji horyzontalnej natomiast zarządzam domem i dyryguję. Fajne to nawet. Hm... tylko syropy się kończą, jak tylko smak polubię, tabletki się skończyły, kaszel nadal trwa. I w sumie to ile można? Można, co prawda, co drugi dzień do lekarza, ale tam stadnie dziadki i babcie usadowieni i panowie, którzy zwolnienie dostać muszą, a to jest mocno ponad moje siły. Więc chodzę. I kaszlę. Nawet sprawdziany robię. I lekcję otwartą mam w tym tygodniu i konkurs. A w weekend bawić będę na konferencji. I planuję dwie wyprawy. I ogólnie to nie jest źle. Tylko mięśnie brzucha mnie już bolą okrutnie i dupska. A myślałam, że kaszel jedynie na gardło wpływać może...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz