środa, 9 czerwca 2010

jak się nabrało obowiązków, to i kawę w usta nabieram

    Pani kupiła wczoraj sukienkę lnianą. I to jest normalne. Czerwoną - i to jest już zadziwiające. Przede wszystkim ślubnego. A i samą mnie w chwili obecnej. Przy czym raczej normalne wydawało mi się to wczoraj. Od dzisiaj upały. To dobrze. Nie męczą mnie. Wreszcie nie jest nijako. Od dzisiaj znowu mam maraton do niedzieli włącznie. A potem to już tylko zwyczajny maraton dwa. Czy czerwona lniana starczy na cały dzień? Bo musi, a jeszcze jesteśmy sobie całkiem obce i nie wiem, czy mogę na nią liczyć. I problem w tym, że o ile do szkoły idę na godziną wcześniejszą, o tyle teatr mam w godzinach wieczornych, a nieistniejący, chociaż jednak panoszący się międzyczas, wypełni mi tyle spraw i zajęć, że przed etiudami to ja jedynie szminką będę się miała czas maznąć. Ha! ale za to włosów nie muszę nawet przeczesywać, bo włosy to ja rano rozgarniam ręką ruchem okrężnym wokół głowy po kąpieli i już. A tak... tak się zrobiłam, że stały się elementem absolutnie niekłopotliwym. Już rozumiem facetów. Chociaż to straszne.
- Ojej, ale pani się króciutko obcięła - zapiszczała Klaudia, która głos ma prawdziwie piszczący i nic sobie z tego nie robi. I dobrze.
- A ja to pamiętam panią w blondzie - odpowiedział w sposób retoryczny Patryk. I jakoś nikomu nie przeszkodziło, że ja jestem w sali. Mnie też to nie przeszkodziło. Bynajmniej. Toż to normalne, że jestem. Przypomniało mi się tylko jak w sennym koszmarze, ile to trzeba było z tymi cudami się wtedy napracować.
No dobra... mleczna kawa dopita. Ale głupi wyraz... jak rodem z "Potopu", gdzie do Upity rysią jadą i wszyscy uczniowie zawsze się śmieją zanim sens złapią. A potem śmieją się z samych siebie. A ja już się nie śmieję.
Ładna ta czerwona. Pasuje mi do koloru paznokci u stóp. No proszę... Się mi dopasowało. Bo ja taka akuratna niby żem. I śpiąca mimo tej kawy. klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz