niedziela, 19 września 2010

dziecięca logika

- A wiesz mamusiuuuu... uczymy się teraz o Chopinie... - zawołał drań wbiegając do kuchni w celu uskubania kawałka placka ze śliwkami, który właśnie zdążyłam wyjąć z piekarnika.
- On tak pięknie grał... - drań zrobił buzię w ciuk i właściwie to można było mieć wrażenie, że moje dziecko się zadumało.
- I umarł! - drań zakończył swoją zadumę wciskając do buzi niemały kawałek ciepłego ciasta.
No i wniosek z tego chyba taki, żeby nie grać na fortepianie. Albo inny. Kiepska jestem w wyciąganiu wniosków z wypowiedzi pięciolatka. A ten wypowiada się ciągle. I komentuje. I interesuje się wszystkim. I na wszystko posiada odpowiedź szybką i gotową. A jego logika jest zawsze prosta i żelazna. Świat magiczny istnieje i nie ma co dywagować na ten temat, ponieważ jest pożyteczny. Zło i nieszczęścia zawsze zostaną wyparte przez dobro, bo tak jest w baśniach, więc nie jest źle. Obserwuję każdego dnia, jak moje dziecko racjonalizuje sferę magiczną i zaczarowuje rzeczywistość. I w sumie to czasem sama nie wiem, może on ma rację? Może tak właśnie trzeba funkcjonować, balansując na pograniczu nagiego realizmu i ogromnej empatii, zakładając z góry, że wilk musi pożreć baranka, ale baranków na świecie jest dostatecznie dużo przecież, a skupić się na tym, co narusza prawa odwieczne. Co uświadomił mi wczoraj podczas oglądania programu dokumentalnego na temat pierwszych ludzi, którzy dotarli na tereny Australii, kiedy przerażony, zdziwiony i zgorszony powtórzył za lektorem:
- Kobiety kradły nie tylko żywność, ale i dzieci?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz