sobota, 20 listopada 2010

tango mieszane

    Pani wstała dzisiaj o godzinie przyprawiającej ją o zawrót głowy. Być może dlatego, że do drugiej w nocy grałam ze ślubnym w szachy. A być może dlatego, że rano chłopaki stosownie cicho zachowywali się nad stertą lego i warcabami. Prawdopodobnie dlatego właśnie zaczęłam funkcjonować w miarę sprawnie dopiero po trzecim kubku kawy z mlekiem. Nie, nie żebym je tak naraz jednocześnie. Kilka minut przerwy było między nimi przecież. Bo przecież wiem, wiem. Tylko czemu ślubny taki rześki? Ma chyba większą zdolność regeneracyjną. Hm... czy normalne małżeństwa w piątkowy wieczór grają w szachy? Powiedzcie, że tak. Chyba jestem przemęczona. I z choróbska wyjść nie mogę. Nie mogę też nadziwić się reorganizacji wokół mnie. Wszystko idealnie nie na swoim miejscu. Nawet storczyk, który powinien był przekwitnąć, zakwitł ponownie. W dodatku zabawki nabyły umiejętność szybkiej zmiany miejsc i nagłej. Natomiast szarlotka spaliła się w wyłączonym już piekarniku, a sikorki stały się wybitnie bezczelne i chcą jeść tylko słoninkę. No i kurz sam się nie ściera. W dodatku siedzę i czytam, bo się wciągnęłam przy pierwszym łyku kawy. Pokusiło mnie wziąć do ręki nowo nabytą książkę... A jak znam życie obiad się sam nie zrobi. Zdecydowanie soboty powinny być wykreślone z tygodnia. Przecież nie da się tak funkcjonować! klik

2 komentarze: