niedziela, 11 września 2011

Od czasu do czasu, czyli...

    ... czas. A mogę o nim pisać w nieskończoność - chociażby to, że go lubię i chociaż czasem muszę się z  nim ścigać, a czasem mi umyka, nigdy nie przecieka mi między palcami i zawsze grzecznie pozwala się zaplanować w kalendarzu. A jednak czasem nie mam do niego cierpliwości. I czasu... Wczoraj na przykład obudziłam się przerażona faktem, że za oknem jest widno, więc powinnam być w innym wymiarze i dopiero po kilku chwilach okazało się, że jestem w tym właściwym, obok męża mojego własnego i osobistego (właściwego znaczy), jest sobota i mogę zwolnić. Zwolniłam. Zapadłam się w fotel u babci, sofę u rodziców, ławkę w parku, rattanowe krzesło kawiarni, stołek kuchenny u Ewy, własne łóżko i obserwowałam, jak minuty opływają wokół mnie. Jednak najmilsze było to własne łóżko. Lubię się nim rozkoszować.
- Czemu się ze mnie śmiejesz? - bo ślubny właśnie na mój wywód zareagował pełnym uśmiechem.
- Nie śmieję tylko uśmiecham do myśli wywołanych twoimi słowami.
Tym bardziej, że przedwczoraj była impreza integracyjna. Czyli właśnie wtedy, gdy nastał wolny piątkowy wieczór, integrowałam się z zespołem. Ślubny przyjechał zdecydowanie za wcześnie. I to dało nam możliwość odpoczynku we własnym towarzystwie. A ja poczułam ulgę, bo z nim zawsze mi jakoś tak lepiej. I nawet wino smakuje inaczej. Bezpieczniej. I tańczę odruchowo, bez wyczuwania kroków drugiej osoby.
A już tydzień temu (szybki ten czas) byliśmy z draniem na cudnym koncercie muzyki filmowej w wykonaniu orkiestry symfonicznej. W moim ukochanym pałacyku muzeum, które mi się z dobrą muzyką, węgierskim winem i oszałamiającym widokiem z balkonu kojarzy od mojego pierwszego w nim pobytu. Niby praca a jednak nie. Bo tak jakoś w ogóle od jakiegoś czasu coraz częściej pracę odbieram jak niepracę. Ryzykowne, ale chyba pozytywne.
Drań dziesięć dni temu poszedł do szkoły i jest taki duży, samodzielny i dzielny. A w drodze do domu mamy spacer, lody i opowieść z całego dnia szkolnego. Nie lubi świetlicy. Twierdzi, że czas mu się tam dłuży. Za to za lekcjami przepada i uwielbia panią Dorotkę - przy niej czas płynie za szybko.
- Nie chcę dorosnąć mamusiu - stwierdził ostatnio z całą sześcioletnią stanowczością. I to spowodowało, że zastanowiłam się nad owym dorastaniem, dorosłością, byciem dorosłym. Co te słowa oznaczają? Pamiętam, jak bardzo cieszyłam się wiekiem od szesnastych urodzin. I nadal mi z nim dobrze, ponieważ czas jednak daje się lubić. Nawet wtedy, kiedy nie potrafię go sprecyzować. A za pięć dni jadę i nie mam wyjścia, ponieważ zwyczajnie muszę podążyć trasą szybkiego ruchu w kierunku stolicy. I jedynie przypuszczalnie mogę powiedzieć, że wrócę prawdopodobnie w sobotę. Tak... i to jest właśnie ten moment, kiedy czas próbuje rządzić się i panoszyć i pozornie nie mam nad nim władzy. Niby niezależny taki. I przekorny. Rodzaju męskiego, więc trudno się dziwić. I tylko znowu nie wiem, w co mam się ubrać. Ale ja rodzaju żeńskiego jestem, więc też nie ma się co dziwić.
    Tymczasem dopiłam kawę, zjadłam szarlotkę i stwierdzam z całą stanowczością, że czas pójść na umówiony spacer, aby cofnąć się w czas międzywojnia. Od wczoraj bowiem moje powiatowe w czasie lat 20 - tych tkwi. Ale powiatowe raz w roku tak ma. A ja lubię ten czas i ten czas raz w roku też. klik

10 komentarzy:

  1. Witaj
    Piękny, ciepły post :)nawet czasu zdawało by się, jakoby się zatrzymał :)
    Agnieszko piękne, to Twoje życie, zasłużyłaś sobie na nie :)
    Miłego tygodnia życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie Darek mi przysłał sms-a o uliczce tradycji.. i o tym, że mnie nie ma w powiatowym... A ja bym chciała być, ale czasoprzestrzeń mnie ogranicza. Nie da się czegoś zrobić z czasem i odległością? Pstryk i jedno powiatowe... a potem pstryk i drugie? Ech, szkoda, że nie dany mi został dar teleportacji.

    A Drania uściskaj od ciotki mocno... już jest taki duży i coraz mądrzejszy...

    OdpowiedzUsuń
  3. Asiu miotły mamy i wyobraźnię,a wtedy czas przestaje byc czasem ograniczającym,a jest czasem tylko naszym;))
    Ja kiedyś chciałam posiadac czasowstrzymywacz, a od kiedy jest Lil, to chciałabym posiadac po prostu niezawodną pamięc zawsze działającą na 100%, by zapamiętac każdą minutkę i sekundę z Jej dzieciństwa, bo Ona taks zybko mi rośnie...

    OdpowiedzUsuń
  4. a widzisz, a u mnie w pracy dzieci uwielbiają chodzić na świetlicę ku (w niektórych przypadkach) utrapieniu osób akurat na świetlicy urzędujących :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach, chcę do Twojego powiatowego teraz, w lata dwudzieste! I integrować się przy filmowej z węgierskim też chcę. Oj, coś mi się zdaje, że powrócimy do pomysłu z moją przeprowadzką ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się, że Draniowi podoba się w szkole, kiedy Młody ostatnio przybiegł z krzykiem "Maaaamooo, ale dziś było fajnie w szkole!" postanowiłam to w kalendarzu zapisać, wcześniej się nie zdarzyło i nie wiadomo, czy jeszcze kiedyś się powtórzy... Ciepłe pozdrowienia wrześniowe,

    OdpowiedzUsuń
  7. Czas jednak nie jest taki zły i daje się obłaskawić...Życzę Draniowi wielu sukcesów w szkole a przede wszystkim, aby jak najdłużej pozostał w nim entuzjazm do poznawania świata:))) Tobie Agnieszko życzę jak najwięcej miłych chwil tej jesieni...Ściskam najmocniej:)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Ślę pozdrowienia i buziaki :) :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Czas "nigdy nie przecieka mi między palcami i zawsze grzecznie pozwala się zaplanować w kalendarzu"... Też bym tak chciała...
    Pozdrowienia serdeczne ślę :)

    OdpowiedzUsuń