... w co najpierw nie wierzą, a potem do wiadomości nie przyjmują...
Bo to takie niemęskie, bo to kobiety zazwyczaj takie problemy mają. Bo oni silni, odważni, zdrowi, mniej uczuciowi. Bo im się od dziecka wmawia, że chłopcy nie płaczą, że zdarte kolano nie boli, że ciemności oraz pająków bać się nie wolno. Bo im się tłumaczy, że to dziewczynki są słabe i płaczą, że im ustępować należy...
I tak trwają w tym przeświadczeniu, że ich nic nie boli, nic im nie dolega, zawsze mogą i wszystko. A kiedy jakaś ich niemoc lub choroba się ujawni, wtedy jako defekt je przyjmują.
... i dużo bardziej niż kobiety cierpią. Tym bardziej, że ten "defekt" pociąga badania wstydliwe i rozmowy krępujące. Cierpią tym mocniej, jeśli ich kobieta jednak w pełni zdrowa się okaże.
... i wtedy dopiero swoje pragnienie bycia ojcem swojego dziecka w sobie odkryją...
PS. Czekałam na ciążę przyjaciółki. Wspierałam ją w kolejnych badaniach i testach. Tuliłam, gdy ciągle coś było nie tak. Byłam razem z nią, kiedy lekarze coraz to nowe syndromy i nieprawidłowości podejrzewali. Byłam obok, kiedy definitywnie badania potwierdziły, że wszystko jest dobrze. Teraz nie wiem, jakie słowa powinnam znaleźć w sobie dla jej męża.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz