Pani dotarła i tutaj... Jakoś ostatnio chcę więcej powiedzieć, a jednocześnie zaczynam się zastanawiać, czy to ma sens. Pewnie ma dla mnie. Ale czy ma dla kogoś jeszcze? To pytanie oczywiście jak najbardziej retoryczne... Przyzwyczaiłam się jednak do werbalizowania siebie. Może to i błąd...? Może nie...
A jaka jest pani dzisiaj? Dzisiaj... dzisiaj to pani jest w stanie permanentnego podekscytowania. Wróć: podniecenia. Pani bowiem dobrze jest ogromnie. I lekko jakoś tak. Na duszy... O ile dusza może mieć coś z tym permanentnym coś wspólnego i udział bierze w pani zamysłach i zmysłach...
Bo i zmysłowo mi dzisiaj. Bardzo. Tak nagle. Tak samo z siebie.
A teraz... teraz do permanentnego podniecenia dołączyło wino ulubione, które sączę i sączę i smakuję i czuję, jak mi się rozchodzi w ustach i przełyku. Cierpkie. Z lekkim posmakiem korka. Pachnące czymś, czego nazwać nie mogę, bo nie potrafię. I z moim zapachem współgrające idealnie. A może to ten zapach doprowadził mnie do punktu, w którym jestem właśnie? Zapach cynamonu i imbiru i gałki muszkatołowej wytworzył na mojej skórze mieszankę wybuchową. Mieszankę, która podsyca... zmysły?
Lubię takie mieszanki. Lubię na zmysłach jeździć i zmysłami życie swoje kształtować, sytuacje ponaglać i siebie. Lubię czuć pracę zmysłów własnych, ponieważ wtedy wiem, że jestem sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz