Czuję każdy jeden mięsień mojego ciała. Ale jest to akurat uczucie przyjemne. Wyciągają się, a moja sylwetka zauważalnie pionizuje. Zadziwiające, że bolą mnie jedynie mięśnie przedramion. Te akurat musiałam chyba faktycznie przeforsować, ale po roku przerwy nie da się jednak wrócić do ćwiczeń zupełnie bezkolizyjnie. Czuję również każdy jeden element moich strun głosowych, a to już wynik pogody i tego, że słońce sprowokowało mnie do zdjęcia płaszczyka i przemykania w samej bluzce. Czuję też, że moje ciśnienie leży na podłodze i kiedy idę, wlecze się za mną. A i idę tylko dzięki temu, że drugi dzbanek kawy wprawił moje tętno w zawrotne 64 uderzenia na minutę.
Czuję jednak coś jeszcze. Po przeczytaniu kilkunastu ostatnich postów czuję, że blog mój zaczął żyć sobie swoim własnym życiem, moje mając w poważaniu... hm... mniejszym niż wypada.
No i czuję, że mam zbyt duże zaległości w przekazywaniu nowinek i... napiszę chyba list do św. Mikołaja o dyktafon - wtedy będę tylko linki do własnych monologów wklejać... ;)
klik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz