niedziela, 30 stycznia 2011

Tres bien, czyli polonezem między sobotami.

    Trzy studniówki za mną, jedna jeszcze przede mną. Przede mną również bal charytatywny. Mąż mój własny i osobisty jakoś zniósł moją potrzebę dobrania na ten cel garderoby. Natomiast ja sama dzisiaj jestem już lekko zmęczona brakiem pełnych weekendów, z drugiej strony polonez od zawsze mnie ujmuje i niejako rekompensuje całą resztę. Od kilku lat nie mogę w chwili, gdy go słyszę, przemóc wrażenia, że historia zatacza koło i po raz kolejny widzę wkraczanie w dorosłość. Być może dzięki temu sama każdego roku w nią wkraczam na swój sposób. Wczoraj przyszło mi na myśl, że mogłabym mieć dzisiejszą wiedzę i możliwości pięć lat temu. Pięć lat temu byłam zaaferowana innymi priorytetami i równie szczęśliwa. A to znaczy, że wszystko od zawsze jest na właściwym miejscu, nawet jeśli jest względne, a przekraczanie dorosłości to po prostu kolejne odkrycia pokładów swoich możliwości stwórczych.
Obecnie króluje polonez Kilara, mój pierwszy w życiu należał do Ogińskiego, w maturalnej wbrew sobie szłam w takt Vangelisa, a teraz nie wiem, który jest piękniejszy. Chociaż ten narzucony mojemu rocznikowi prawdopodobnie odgórnie namaścił nas na odkrywców. Przede wszystkim swoich możliwości. Zatem odkrywam, że jeszcze dużo przede mną kroków w dorosłość, która nigdy nie jest dostatecznie pełna w moim mniemaniu. klik

11 komentarzy:

  1. W sposób oczywisty - nie i nigdy nie będzie :-) czego Tobie i sobie życzę :-)
    Buziaki dla Was z Loch Ness od szczurka
    Maltese Falcon

    OdpowiedzUsuń
  2. I to pewnie częściowo istota nieśmiertelności ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Widocznie jestem nieczula - mnie jakos tak polonez nie porusza. A wkraczanie w doroslosc? U mnie to jest wieczne zdziwienie, ze juz ponoc powinnam byc dorosla;-) Moze poloneza czas zaczac?;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. hahhahahahhhahaahhaa to znaczy, że Cię rusza, ale jeszcze tego nie odkryłaś, albo czekasz na kolejną jego interpretację ;) ja już zaczęłam, więc wiem, że powinnam być dorosła :) a poza tym zacząć można zawsze...

    OdpowiedzUsuń
  5. Achchch, kiedy to było? Kiedy mnie ujął w sposób bezwzględny. Ten polonez z nauczycielem od Wf :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mimo wszystko na pierwszym miejscu nadal stawiam polonez Ogińskiego

    OdpowiedzUsuń
  7. hmmm polonez, pamięta się to tak dokładnie, moja przyjaciółka w innej szkole tańczyła do Vangelisa, my do jakiegoś mixa, muszę sobie przypomnieć do jakiego, a układ kroków w większości nadal pamiętam:-))

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wracam wspomnieniami do studniówki.
    Wolałabym może nawet, żeby zupełnie uleciała z mojej pamięci.
    Nie kojarzy mi się z wkraczaniem w dorosłość.
    Bardziej naznaczyły mnie podróże, wkroczenie w dorosłość jak pierwszy, samodzielny wyjazd do Francji w wieku 17 lat, a potem każda następna podróż, kiedy czułam się doroślej.
    Bo dorosła tak do końca nie chcę się poczuć. Ale do tego nie wszędzie się przyznam :)
    U Ciebie mogę.
    Pozdrowienia porankowe

    OdpowiedzUsuń
  9. Mimo że Ty brzmisz tak studniówkowo entuzjastycznie, ja jednak nie przepadam, choć, oczywiście, i polonez mnie wzrusza, i moje dzieci jeszcze bardziej, a jednak chodzę tylko na te, na których bawią się dzieci "najmojsze".
    Najmilej wspominam zawsze spotkania nieoficjalne, po maturze zaraz albo po maturze lat kilka :)

    OdpowiedzUsuń
  10. ~ pamiętam ten czas... za rok mój starszy syn będzie prowadził swe pierwsze kroki w dorosłość...Jak ten czas szybko leci. Za szybko Agnieszko...

    OdpowiedzUsuń
  11. To fakt...na studniówce zawsze czułam się jakoś inaczej...coś z tej atmosfery młodości i mnie się udzielało...Ściskam Cię Agnieszko:)))

    OdpowiedzUsuń