piątek, 4 lutego 2011

Pani Shudder to Think

    Prawdopodobnie zupełnie niepotrzebnie panią pokusiło rano w pracy przy kawie, aby przejrzeć wiadomości w internecie. Przypadkiem bowiem lub dziwnym zbiegiem okoliczności natrafiła na horoskop. Który zazwyczaj omijam wzrokiem i czynem. Który sam w sobie zawsze nieco mnie śmieszy, zazwyczaj mija się z prawdą, a przede wszystkim szufladkuje ludzi na 12 kategorii bez zastanowienia. Piję zatem gorącą espresso, za oknem piękny poranek, okno otwarte, kaloryfer zakręcony i czytam, że dzień nie będzie należał do spokojnych, przyniesie wiele konfliktów i trudnych sytuacji, a ja powinnam uczyć się cierpliwości i starać się nie przeforsować organizmu. Pani setnie uśmiała się z proroctwa i postanowiła je między bajki włożyć, zapisując zadania na zaczynający się właśnie dzień, sprawdzając listę nagrań i zabierając się do zakańczania długachnego artykułu.
Jednak kilka kwadransów później pani w czarnym kostiumie (o bossszeeee, wiem...) i wysokaśnych obcasach, pełna czarnego humoru, wsłuchana w bluesowe głosy w słuchawkach i, na szczęście, pozbawiona czarnych myśli zauważyła tuż po zdjęciu słuchawek i odłożeniu projektu z całą stertą ważnych zapisków, że wokół panuje cisza. Dziwna cisza. Pani ciszę lubi, ale nie w redakcji. A tu cisza potęgowana ciszą. I wtedy pani podniosła się energicznie gryząc w paszczy słowa szpetne - z całą pewnością mogłabym nawet w tym momencie zakrzyknąć: ha! A kiedy pani się podniosła i prawie zakrzyknęła, wydarzenia potoczyły się już lawinowo - padł sprzęt, serwery ogłosiły bunt, a redakcja zawrzała kłótnią o praktycznie nieistotne szczegóły, które niektórym tkwiły w oku, niektórym w obiektywie, a mnie zawisły w uszach. I, jak to zazwyczaj bywa w sytuacji wolności słowa, usłyszałam wiele tekstów skierowanych w przestrzeń, a tego ukierunkowania szczególnie nie lubię, rzuconych nieco pochopnie i absolutnie samobójczo.
Dzień istotnie do łatwych nie należał. Prawdopodobnie biometr był dzisiaj wyjątkowo niekorzystny, albo mikroklimat wpłynął na znaczne obniżenie ciśnienia. Pierwszy raz pani przyszło zetrzeć się z całą redakcją w ogóle, a w szczególe z poszczególnymi jej jednostkami. Chwilami miałam wrażenie, że mózg mi wypłynie uszami, a chwilami musiałam mówić w sposób maksymalnie spowolniony, aby móc w trakcie wypowiadania słów panować nad ich brzmieniem. Program opóźnił się i znacząco spowolnił pracę, dopiero co przeforsowane pomysły zawisły gdzieś w przestrzeni i spadły w formie kości niezgody, a całość owiała atmosfera dumy i rozjuszonych emocji.
    Wróciłam do domu później, z makabrycznym bólem głowy i postanowieniem, że podobna akcja nigdy się już nie powtórzy oraz nikłym uczuciem zadowolenia, że udało się dojść do konsensusu i osiągnąć akceptację w spornych kwestiach. Ponieważ kompromis to jednak nie jest dobre rozwiązanie. Kończy się morderczy maraton tematów godnych uwagi. Sama też jestem zmęczona. Nic na to nie poradzę. Wszyscy potrzebujemy odpoczynku, ale i odrobiny pozytywnego spojrzenia na to, co zostało zrobione. Czy jestem dumna? Zastanawiałam się przez całą drogę powrotną. Tak, jestem. Jestem dumna nawet z dzisiejszej awantury, ponieważ każdy powiedział o złogach na swojej wątrobie i oczyścił ją tym sposobem. Właśnie odebrałam kolejny sms z myślą niemal filozoficzną, że właściwie jest lepiej niż dobrze. Wiem. Inaczej bym się nie wczuwała. Zwłaszcza w ten kostium i bal charytatywny jutro.
Właśnie wzięłam długą kąpiel, wypiłam filiżankę zielonej herbaty, stopy umieściłam w mięciutkich stopkach i mam zamiar wyłączyć myślenie, przełączyć się jedynie na słuchanie. Muzyki i ślubnego. Mam weekend. I czyste sumienie. I ciśnienie ustabilizowane w okolicach normy. Czyli mogę zacząć regenerację organizmu. klik

18 komentarzy:

  1. Weź mi powiedz, że do tego czarnego kostiumu były kolorowe dodatki...

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomyślałam, że przydałaby się nam taka awantura. Ale nie z władzą na samym początku obrażającą się na jakiekolwiek inne niż jej zdanie. I nie z większością ściskającą swoje żale na dnie duszy w trakcie awantury, a wylewającą je tuż po, kiedy gremium maluteńkie. Ale to takie mrzonki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czasem potrzebny jest taki wybuch dla oczyszczenia atmosfery...Co do horoskopów, to również rzadko je czytam, jeszcze rzadziej w nie wieżę...ale o dziwo...ostatnio mi się sprawdził...Chwilę po tym, jak ogołocono z wycieraczek mój samochód, przeczytałam na pasku w TVP...pilnuj dziś swych dokumentów, kluczy i...samochodu...No...gdybym wiedziała to wcześniej:)))Buziaczki:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Amen! Odpoczynek się należy! A swoją drogą często taki wybuch i "dzianie się" lepsze jest od śmiercionośnej nudy ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. o i takie uwieńczenie dnai jest obowiązkowe. Błogi spokój który oby trwał jak najdłużej i odcisnął swą dobroczynną moc na Pani ciele i umyśle oraz w zamyśle trwal:)))

    Niepoprawna

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj.
    Podziwiam Panią od dawna- za spokój :)
    Pozdrawiam serdecznie życząc dobrego tygodnia :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hahaha... może więcej nie czytaj horoskopów, bo wywołujesz wilka z lasu i potem się dziwujesz :-))
    Mam nadzieję, że tydzień, w którym zabarykadujesz się w kuchni da wytchnienie... tylko błagam - nakarm chłopaków :-)
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  8. No tak! Wszystko przez ten horoskop. Najwyraźniej zmaterializował się zaraz po przeczytaniu go. Jaki z tego wniosek? Nie czytajmy horoskopów.
    Ha, ale z drugiej strony dostałaś rewelacyjną lekcję życia. Poznałaś ludzi, którzy chociaż na chwilę odsłonili swoje maski. A to niezwykle cenne lekcja. jesteś świetnym obserwatorem i masz doskonałą intuicję. Zapewne tę lekcję wykorzystasz doskonale.
    Życzę Ci Agnieszko mimo wszystko spokojniejszego i przyjemniejszego dnia.
    Buziaki!
    U nas na nowo biało. Trawy pokrył poranny szron.Dzień zapowiada się cholernie długi i ciężki - rada.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak bywa. I byle do wiosny, a potem itd. itp.
    /szczur z loch ness/

    OdpowiedzUsuń
  10. A to Ci wezmę i powiem: były!

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiesz Tanyuśka... wszędzie są jakieś niesnaski, ale nigdzie chyba nie ma takiej zawiści jak w szkole. Może u Ciebie jest inaczej, ale w powiatowym zamykają część szkół, a nauczyciele w większości mają swoje plecy, więc sama rozumiesz. natomiast tutaj wystarczy dobrze opierniczyć i wskazać priorytety i jest ok, ponieważ każdy ma swój zakres obowiązków i jest z tego rozliczany, nie ma podkopywania, nie ma rywalizowania - jest wykonywanie obowiązków i ewentualne pokazywanie dodatkowych wiadomości czy umiejętności w konkretnym działaniu :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Genevieve... lepiej dziewczynko w takim razie ich nie czytać wcale :) Współczuję Wam, ponieważ w drodze powrotnej pewnie namęczyliście się bardzo...

    OdpowiedzUsuń
  13. Sukienko :) jasne, że lepiej :) lepiej oczyścić atmosferę niż gromadzić kolejne przemilczenia :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Niepoprawna :) aż ciśnie się na klawiaturę "amen" :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Asiu :)) moje zabarykadowanie się niewiele dało, ponieważ wdarli się i składają cały czas zamówienie jak nie na ciastka to na pizzę, barszcz ukraiński, szarlotkę, spaghetti i inne różności... normalnie są chyba obaj w fazie wzrostu ;DDDDD

    OdpowiedzUsuń
  16. Dorotko :))) MASZ JAK ZASZE RACJĘ :) Mam nadzieję, ze odpoczęłaś w ferie? trochę współczuję tego śniegu - u nas wiosennie za oknem, a to jakoś trak bardziej optymistycznie nastraja.

    OdpowiedzUsuń
  17. Falcon :))) biedna ta wiosna ;DDDDD

    OdpowiedzUsuń