Obudził mnie dzisiaj skoro świt ślubny podając mi telefon brzękotem zawiadamiający o nadejściu wiadomości. Toż to nieludzkie wręcz, żeby tak człowieka takim rankiem budzić! Tym bardziej nieludzkie, że...
... no i tu na Kamę zgonić muszę... Przysłała mi bowiem zdjęcia z Paryża i zasugerowała nawet pewną rozmowę ze ślubnym. A w dodatku do owej rozmowy zdjęcia, niejako poglądowe, dosłała jeszcze potem. Ja natomiast jakoś tak raptem jej sugestiom posłuszna, rozmowę zainicjowałam i jak się ona toczyć zaczęła, to się skończyć nie chciała i przez to usnęłam o godzinie, o której wstawać by już było można.
Naprawdę nawykła jestem do telefonów w godzinach wszystkich. Tyle, że te w godzinach nocnych, albo wczesnych nieprzyzwoicie raczej dobrych nowin nie przynoszą. A tu nie dość, że sms, a nie telefon, to i treść owego kuriozalna!
Napisał bowiem do mnie Krzysiek jakiś... A ja Krzysztofów nie znam żadnych - poza jednym, ale on by mi nad ranem smsa nie przysłał, bo zważywszy na jego wiek, wystukać na klawiaturce by go nie zdołał.
Pisze mi zatem ów na K., a właściwie to pytanie zadaje, skąd jestem i... moje imię dopisuje.
Nooo... Zadziwił mnie facet ogromnie! Na mój własny i osobisty bowiem telefon komórkowy, z moją osobistą kartą, zawierającą mój własny, osobisty, niezmieniony od lat wielu, wielu numer, przysyła mi pytanie i kieruje je do mnie imiennie... I pyta w dodatku, skąd ja jestem...
Ale ponieważ rozmową trochę zmęczona byłam, a sytuacją zaistniałą lekko skonsternowana, sms usunęłam, telefon wsadziłam pod poduszkę i zasnęłam. I poczytałabym to nawet za sen dziwny nieco, ale ślubny mnie właśnie kilka minut temu zapytał, czy owa wiadomość nie oznaczała, że coś się komuś przydarzyło.
... no już sama nie wiem... Krzysiowi najwyraźniej przydarzyło się coś... Tylko dlaczego przy okazji przydarzyło się i mnie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz