No i dobrnęłam do ferii. Jeszcze tylko musiałam przeżyć dwie zabawy choinkowe drania i wczorajszy obiad u najszczęśliwszej oraz rodzica mojego płci męskiej - wczorajszy, ponieważ od dzisiaj się barykadujemy i odpoczywamy, a najszczęśliwsza stwierdziła, że musi nas dożywić, na co skwapliwie przystał ślubny. Że niby taki zięć z teściową zgodny.
Za to dzisiaj kawa zupełnie inaczej smakuje, a i rytm dnia jakiś taki inny i jakby spowolniony. Lubię tak czasem. Z półki uśmiecha się do mnie sterta książek, z których żadna nie jest szkolną lekturą. I nic mówić nie chcę, ale w lodówce chłodzi się ulubione. Ha! znaczy naprawdę mam ferie. W dodatku może stolica nas gościć będzie w dniach najbliższych, ponieważ z organoleptyczną musimy się sobą nacieszyć, a telefonicznie tego zrobić nie potrafimy, wiec jak już w domku odpocznę do woli, spakuję się i drania (ślubny niech pakuje się sam) i pojedziemy. Jak znam życie, to będzie to ino mig po niedzieli. No tak... niedziela dzisiaj...
A teraz moi mili jeszcze tylko klik, którym Tanyuśka mnie zaraziła i zabieram się do układania z draniem puzzli.
PS. Dziękuję za sms oddane na mój blog albo mnie, ale z przykrością konstatuję, że zwyczajnie straciliście kasiorę, bo jak widzę, nic z tego nie wyniknie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz