- Wolisz mnie w tym roztrzepanym, krótkim blondzie, czy jako szatynkę z długimi włosami? - zapytałam wczoraj ślubnego i już po jego spojrzeniu szybko się zorientowałam, że w moim pytaniu doskonale wietrzy podstęp, tudzież boi się wielogodzinnej dywagacji mojej na tematy w zasadzie mu obojętne, bo przecież wie z autopsji, że i tak - po pierwsze - zrobię,co zamierzyłam i jak już - po drugie - zmianę drastyczną zaplanuję, to zrobię tak, żeby była dla mnie dobra. Ale wczoraj to ja się banałami i westchnieniem zbyć nie dałam. Co więcej! Zbiłam ślubnego z tropu stwierdzeniem, że jeśli blond i obecne mu się podobają, to ma pecha, bo mnie zaczął się podobać trzycentymetrowy bakłażan i zdania nie zmienię. Nie zmieniłam. A jak jeszcze podłota zasugerował, żeby ignorować westchnienia koleżanek, które próbują mnie zaszufladkować wiekowo, zawodowo, albo kontrowersję upatrują, zmieniłam rano termin wizyty u fryzjera, którą ustaliłam długo przed rozmową z mężem moim własnym i osobistym.
Fryzura wyszła taka, jaką chciałam, chociaż w lustrze widzę zupełnie inną osobę.
Ślubny na mój widok zaniemówił, a potem złapał za aparat i mam tysiąc nowych cudnych fotek, czyli i on zmiany u mnie potrzebował, ale drań popatrzył na mnie, przytulił się i zapytał: "Mamusiuuuu... a ty nie możesz być taką normalną mamą?" Nie wiem, jak mam to rozumieć. Może jednak dziewczyny kontrowersję upatrujące nie mylą się aż tak bardzo?
... ale za to teraz ulubione sączy się cudnie! klik Oj cudnie. Normalnie ulubione ulubionym jest i smak ma taki, jaki mieć powinno i do tego ogólnie jakoś tak jest tak, jak chciałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz