czwartek, 19 lutego 2009

lotem i w przelocie

    Pani dotarła szczęśliwie i na miejsce i do domu. Obejrzała pani wiele ciekawych wystaw, wysłuchała pani wielu ciekawych wykładów. Ba! w warsztatach pani udział wzięła również. No i od poniedziałku pani referuje, planuje, opowiada, przedstawia, relacjonuje. Coś za coś... Ślubny i drań się stęsknili, a ja doszłam do wniosku, że życie hotelowe to ja jednak mogę prowadzić. No bo tak mi dobrze tam było... Cisza, spokój, cieplutko, mięciutko, cisza, spokój. Niczego nie popsułam, niczego nie urwałam. No bo w zasadzie to nawet nie miałam ku temu okazji, bo jak już przed 22 zjechałam do hotelu, zadzwonił mąż ślubny, pierwszy i ostatni organoleptycznej z pytaniem, czemu ja jestem tam, a nie u nich. Hm... skąd on wiedział, to ja nie wiem. No i się zaczęło. A skończyło się tak, że nocką ciemną spakowałam się i zmieniłam miejsce spania. Wyglądało to prawdopodobnie dziwnie, bo pani w recepcji taki mi uśmiech strzeliła, że najpierw się zdziwiłam, a dopiero potem do mnie dotarło, że obrazić ja się raczej powinnam. Organoleptyczna za to na początku wielką nieobecną była, bo bawiła na studniówce, zapowiadając, że ino mig do domu wróci, więc z jej pierwszym i ostatnim zjedliśmy kolację, pogadaliśmy wcale nie mało i poszliśmy spać, ale ponieważ organoleptyczna jednak wróciła (ino mig według mnie ciut inaczej jednak wygląda), to mnie obudziła, bo ponoć się stęskniła. Rano zatem dopiero kawa postawiła mnie na nogi i na niedzielnej konferencji oraz tym, co tam jeszcze w programie było, nie odbiegałam za bardzo wyglądem od tych, co to na uroczystej kolacji zostali. Z tą różnicą, że umysł miałam sprawny. Panie Basie i panie Kasie zerkały na mnie ni to ukośnie, ni to zazdrośnie, ale sama nie wiem, czy dlatego, że jedną z pań konferencję prowadzących okazała się pani, z którą wspaniale mi się rozmawiało poprzedniego dnia i której wyłuszczyłam wszystkie swoje żale przeciw podstawie programowej, a wszystko działo sie w otoczeniu performer i Grotowskiego, którym obie się pasjonujemy. Wyszło zatem, że oprócz kochanka, mam i znajomości.
Obcasy faktycznie się nie przydały, a suszarka była. No to tyle... Szykuję się, co by młodzież edukować wedle nowych założeń i propozycji i pomysłów własnych. I cieszę się, że jutro już piątek, bo jednak dwutygodniowy maraton dał mi mocno w kość...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz