wtorek, 3 marca 2009

wahadło wcale nie foucaulta

    Najbardziej lubię ten moment, kiedy bohater się waha... Kiedy nie wie jeszcze, czy chce być bohaterem. Albo nie wie, że przypisane mu jest nim zostać. Lubię śledzić wówczas te zakulisowe odkuchenne emocje, których sam ich właściciel poznać w sobie jeszcze nie potrafi. I wcale nie musi to być bohater przez wielkie "b". Każdy z nas ponoć kowalem własnego losu jest, więc każdy bohaterem bywa wielokrotnie w ciągu dnia. Wypić kawę z mlekiem, czy kawę czarną? Oto jest pytanie. Na przykład. I dylemat niosący dwie różne możliwości. Lubię ten moment zawieszenia samej mnie między obowiązkiem, a kilkoma kwadransami prywatnymi. Przed wyjściem, w mięciutkim szlafroku, przed gonitwą całodzienną i tysiącem decyzji do podjęcia. Lubię te chwile, kiedy jeszcze mogę się zawahać.
A więc kawę czarną już wybrałam... klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz