Taką nie-smutną, nie-wesołą. Taką, która nawet zakończenia nie posiada. Taką, którą życie pisze i czasem nam o swoim cynizmie w ten sposób przypomina.
Taką, co dłonie rozedrgać potrafi i myśli odsyła w lata dawno minione.
Taką co to się patrzy i patrzy i kawę z kubka na siebie wylewa, wcale gorąca owej na piersiach nie czując.
Taką... taką moją, co nie wiem, czy się cieszyć, czy łzom popłynąć pozwolić... Czy może strukturę skały przyjąć i trwać...
Maila dzisiaj dostałam miłego... Od przyjaciółki dawnej bardzo... Takiej, co to się z przyjaźni wypisała sama, z krzykiem i w atmosferze trudnej dla nas obu.
I chociaż emocje sobie tłumaczyć potrafię - te swoje i te innych, to ponieść im się dałam się ogromnie...
To, co się bowiem odgrzeje, nie smakuje już tak dobrze, a słów wypowiedzianych nikt cofnąć nie umie... Ale przecież próbować warto i drugie szanse dawać, nawet jeśli się mosty za sobą spaliło...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz