Często czytam w komentarzach czy mailach do mnie, że świat tworzę ciepły i magiczny. Miłe mi są te słowa Wasze ogromnie. Wczoraj nomen omen w komentarzu Agnieszka napisała mi, że wróżką jestem prawdziwą.
No wiem... chwalę się trochę. Troszeczkę... Odrobinkę jedynie.
Sama co prawda wolę siebie czarownicą nazwać. Tak z przekory i stereotyp przełamując.
Jednak nie o semantykę tutaj chodzi. Ponieważ czy to wróżka, czy czarownica to kobieta przede wszystkim. Taka w dodatku, co to i zły dzień miewa i sił brak czasami.
Jak choćby te z sagi Sapkowskiego. Niby piękne, niby mądre, niby wszechwładne... A jednak każda skrywa jakąś skazę i czegoś jej do spełnienia siebie brakuje.
One widzą swoją brzydotę, ale potrafią być piękne i dobre. Jeśli chcą oczywiście...
Dają się ponosić emocjom i namiętnościom. Są zwyczajne. Normalne. Przeciętne.
Tylko wiedzą więcej... I więcej rozumieją.
I miotają się same ze sobą. Nienawidzą, kochają - tak, przede wszystkim czują.
A czasem też i płaczą. I się tego nie wstydzą. Bo niby dlaczego mają się tego wstydzić, skoro namiętności je niosą a emocje poganiają?...
A i czas od zawsze jakiś taki czy to wróżkom, czy czarownicom nieprzychylny...
PS. I dlatego tak bardzo Sapkowskiego czytać lubię. Zwłaszcza gdy ta cecha świata zewnętrznego wkrada się czasem w moją codzienność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz