sobota, 4 grudnia 2010

o odruchach

- Bo nie chciałam uderzyć w barierkę i mnie odrzuciło w bok i osłoniłam ją i znalazłam się na drugim pasie krajowej i jechał ten tir i nie pamiętam, co zrobiłam, ale jesteśmy w rowie zakopane w śniegu i samochód jest uszkodzony. A ten tir tak strasznie trąbił... A ja jestem w cienkich butach - mówiła odrobinę nieskładnie Ewa wieczorem przez telefon.
    Dziewczynka jest u nas. Obecnie z draniem szaleją na sankach i górce. Ślubny marznie obok górki. Ja gotuję obiad. Czas płynie bez zawirowań i ekscesów. Za to moje emocje w tym roku przypominają elegancką cosinusoidę. Chociaż właściwie sama nie wiem... strach i nerwy to szczyt emocji, czy spadek. Skaczę bowiem od nerwów do euforii. Tyle dobrego, że mam przynajmniej świadomość tego, iż jestem w stanie odczuwać wszystkie dostępne emocje. A to chyba dobrze. Ewa póki co zbiera swoje ciesząc się, że jej dziecko spało wtedy. Niech tak myśli. Będzie jej łatwiej. Nie spała. Spała dzisiaj ze mną i przez sen mówiła wyraźniej, niż Ewa przez telefon.
A ja do swoich rozważań właśnie dołączyłam kolejne... Czy odruch bezwarunkowy ochrony samego siebie nie jest przypadkiem dużo słabszy od odruchu ochrony własnego dziecka. Ale to niech pozostanie teorią, bo lepiej nie sprawdzać w praktyce. klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz