wtorek, 28 grudnia 2010

o zastanawianiu się ciągłym, zadziwieniu światem i zaufaniu do, czyli zbuntowany anioł i zakopower o wstydzie

    Czasem lepiej nie zastanawiać się i bezmyślnie czekać na rozwój wypadków. Wiem, wiem... a i tak zastanawiałam się, jak będą wyglądały te święta. Zastanawiałam się też, czego mam życzyć teściom moim drogim oraz obu encyklopediom. I czy w ogóle powinnam składać im życzenia, ponieważ te powinny być szczere i serdeczne, a serdeczności w stosunku do nich na końcówce grudnia zaczęło mi brakować drastycznie. Właściwie to i tak się dziwię, że dopiero na końcówce. Ale to zadziwienie nad wszystkim najwyraźniej musi być wpisane w mój horoskop. A sytuacja nagle rozwiązała się sama - drodzy oświadczyli, że jadą do encyklopedii, bo to oni w tym roku chcą urządzić wigilię i święta. Powiem szczerze, że nie była to zła opcja. Potwornie trudno funkcjonować w oparach absurdu. Tym bardziej, że z mojego punktu widzenia ani wytykanie im na bieżąco z uporem maniaka wszystkich wpadek, ani włażenia w d... jak to czynią dwa tomy encyklopedii nie jest dobre. I wiecie, co się stało? Drodzy pojechali na wigilię... którą w większości musieli dla wszystkich zaproszonych przygotować, bo encyklopedie to takie niezaradne misie i im się zdało, że można by, ale nie potrafią, a mama taka sprytna... Drodzy wrócili do domu w pierwszy dzień świąt zmęczeni, dziwnie markotni i kompletnie pozbawieni ciast, ryb, mięs i dobra wszelakiego. No więc ja, jako ta czarna owca, zapakowałam, co miałam i ślubny pojechał bez mrugnięcia okiem, żeby mieli i oni. Pomogłam również przygotować obiad, na który nas zaprosili w drugi dzień świąt, ponieważ od kilku tygodni słyszę o silnym bólu dłoni i nadgarstków teściowej mojej drogiej. W zasadzie to oni siedzieli, a my się krzątaliśmy. Było miło i nagle jakoś tak inaczej. Przy życzeniach i opłatku, bo nie odpuścili, droga popłakała się, a mnie udało się wpleść w moje życzenia życzenie poprawy stosunków między nami, co jeszcze bardziej ją rozkleiło. Wrednie może, bo leżącego kopać się nie powinno, ale nie powstrzymałam się w porę, a potem trzeba już było kontynuować. Jednak mam wrażenie, że jakby zaczynały im się coraz szerzej oczy otwierać. Ostatnie wydarzenia i nasze uwagi zaczęły przynosić rezultaty. Może wreszcie wróci wszystko do normy? Zaprosiliśmy jednych i drugich rodziców do nas w Sylwestra. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że ostatnio widzieli się na początku marca tego roku. Wcześniej spotykali się kilka razy w miesiącu u nas, u nich, na imieninach, urodzinach, rocznicach, świętach, bez pretekstu, na grilla, truskawki, kiszenie ogórków, po prostu. Chodziłam z mamami na zakupy, na kawę, na pogaduszki, do teatru, kina, ot tak na spacer. A potem zaczął się wyścig i rywalizacja, o której nawet nie zostaliśmy poinformowani. Męczy mnie ten temat, bo go nie rozumiem. Kiedy zapraszałam teściów, pomyślałam, że jeśli znowu odmówią (jak to było w moje urodziny, naszą rocznicę i jeszcze kilka nieco mniej istotnych okazji), nie ugnę się już nigdy. A oni ucieszyli się. Mąż mój własny i osobisty twierdzi, że widać było na ich twarzach ulgę. Może i mu uwierzę...
Dzisiaj teściowa do mnie zadzwoniła. Po raz pierwszy od bardzo dawna. I jak dawniej tak bez powodu, po prostu, żeby porozmawiać. Drogi wpadł dzisiaj do syna na kawę, bo był obok. Tym sposobem przyszedł do naszego nowego mieszkania trzeci raz odkąd w nim mieszkamy, a niedługo minie rok. Czy naprawdę tyle musieliśmy wszyscy przejść, żeby coś zrozumieć? I co właściwie zrozumieliśmy... Ślubny, że jego brat jest niestabilny, a rodzice labilni potwornie. Drań, że tylko najszczęśliwsza i rodzic płci męskiej to dziadkowie w każdej chwili bez względu na okoliczności. Encyklopedie, że się nie ścigamy. A ja i teściowie? Boję się pomyśleć, że zrozumieliśmy, że jestem na tyle słaba, że zawsze się poddam, na tyle empatyczna, że pomogę wtedy gdy trzeba i na tyle wyrozumiała, że można ode mnie oczekiwać pomocy, ale uczucia kumulować gdzie indziej. Nie wiem, co mam myśleć. Z jednej strony się cieszę, z drugiej boję się, że to chwilowe i może niekoniecznie świadczące o powrocie do tego, co było. Ponoć nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki...
Podświadomie czekam bowiem na jakiś nagły zwrot akcji u encyklopedii. Oni zawsze muszą być na wierzchu przerastając pozostałych nawet w tych kwestiach, o których nie mają bladego pojęcia. A może to tylko jakieś niepotrzebne rojenia mojej psychiki, których powinnam się wstydzić, co z resztą już encyklopedie zdążyły mi powiedzieć...? klik

22 komentarze:

  1. Encyklopedie pewnie wszystko wiedzą najlepiej, więc może warto ich posłuchać - hahahaha
    Niestety, a może stety - zawsze jest tak, że ta najmniej lubiana synowa wypływa na wierzch - jak oliwa sprawiedliwa.
    Do mnie chyba ciągle powoli się przekonują, a na początku było bardzo ciężko.
    Buziole.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj.
    Wiesz i do mnie teściowie musieli się przekonać...potem mocno pokochali- teściowej już nie ma wśród nas i brakuje mi jej bardzo.
    Czasem warto zrobić pierwszy krok- w końcu jesteśmy młodsze :)
    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tych kroków Morgano zrobiłam tysiąc ostatnio. A teściów znam od lat 16 :) i zawsze było dobrze. Przez tyle lat zdążyliśmy się poznać i porozumiewać bez słów. Od jakiegoś czasu jednak ktoś to konsekwentnie niszczył i podważał. Ja im nie mogę kazać myśleć inaczej, muszą sami do pewnych spraw dojrzeć - w pierwszych postach sprawę wyjaśniałam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kantadesko... że do Ciebie, to ja się nie dziwię, ale ja jestem wspaniała ;DDDDDDD Żartuję oczywiście, mam nadzieję, że się nie obraziłaś. Najbardziej boli, gdy nagle ludzie zmieniają się pod czyimś wpływem i nie wiadomo dlaczego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Agusiu a ja Ci gratuluję. Asertywnosci, wielkiego serducha i umiejętnosci cichego pouczenia bez sprawiania przykrosci. Wiem od kogo mam się uczyc. Dzieki

    OdpowiedzUsuń
  6. Przekoro kochana... tutaj żadne nauki nie gwarantują sukcesu :) Asertywność dziewczynko graniczyła we mnie z agresywnością chwilami, więc się zastanów ;))))))))

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak naprawdę, to czas pokaże , jak naprawdę jest. Nie łudź się za bardzo....Taką czarną owcą i jeleniem zazwyczaj zostaje się do końca. Ja Ci to mówię "czarny jeleń".

    OdpowiedzUsuń
  8. Teściowie teściami, gorzej jeśli nagle, pierwszy raz po 31 latach widzisz, że własna Matka jest na dystans... i nie wiesz o co chodzi, nie rozumiesz, czemu będąc sobą zostajesz odsunięta na bok :(. Miałam podobne Święta, mózg mi rozsadzało.

    OdpowiedzUsuń
  9. Agnieszko, czasem dobrze jest dać sobie czas...i nie próbować na siłę rozwiązywać problemów. Myślę, ze przez ten czas Twoi teściowie zrozumieli swój błąd i teraz próbują go naprawić...A Ty postąpiłaś bardzo dobrze, nie odwracając się od nich i dając tę szansę, którą mam nadzieję, że dobrze wykorzystają. I słusznie, że wspomniałaś im o poprawie stosunków...czasem trzeba otwarcie powiedzieć o tym, co nas boli, aby ta druga strona wiedziała, że trzeba coś w sobie zmienić. Miałam ostatnio podobną sytuację z moim bratem, zachował się wobec mnie bardzo nie w porządku, więc dałam mu czas...nie dzwoniłam, nie robiłam mu wyrzutów...Po jakimś czasie sam zadzwonił...i był dla mnie bardzo miły...Uznałam więc, że zrozumiał i drugi raz już się tak nie zachowa. Życzę Ci, abyś już nigdy nie musiała przeżywać takich rozterek i aby te stosunki z rodziną były co najmniej dobre a jeśli to możliwe, to nawet serdeczne. Pozdrawiam Cię i całuję:)))genevieve

    OdpowiedzUsuń
  10. ~ podobno każdy ma takich teściów na jakich zasłużył ha ha ha. Powiedzenie zasłuchane od mojej teściowej .Uwierzysz ?. Moi od lat są całkiem znośni. Mają swoje humory, a jakże, lecz teraz, nasze relacje są już bardzo poprawne...Czego i Tobie Agnieszko życzę. Grunt to się nie poddawać i trwać przy swoim. Starszym ludziom, niekiedy, trochę więcej czasu zajmuje nabranie przekonanie do właściwej osoby.Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Powiadam Ci Agnieszko zróbcie sobie wszyscy razem fotografie. Zobaczysz jak dobrze wyjdzie :-)))))))
    szczur z loch ness

    OdpowiedzUsuń
  12. W sumie z powodów powyższych zwykle staram się wymigać od świątecznych wizyt u teściów. Generalnie nic do nich nie mam, ale Duńskiego jakby na boczny tor odstawili, dzwoniąc jedynie w interesie nie naszym. I żeby nas zaprosić na niechciane przeze mnie święta. Bo im bym jeszcze umiała złożyć życzenia szczersze, ale co powiedzieć bratu Duńskiego, który kiwnięciem palca mógłby zdecydowanie przyspieszyć spełnienie jednego z marzeń-zamierzeń, ale zwyczajnie nie ma ochoty. Nie wypomnę Mu tego, bo moja asertywność mogłaby się momentalnie w chamstwo zmienić, ale.. łamać się z nim też nie chcę.

    OdpowiedzUsuń
  13. to dobrze wróży, oby już nie dali sie wodzić za nos, bo Teściowie niezbędni i potrzebni:-) Obyś jeszcze kiedyś przestałą sie bać, że to co złe powróci:-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Dorotko... dziewczynko... nie strasz ;) ale w sumie lepiej być jeleniem, niż despotą. A może znowu się mylę.

    OdpowiedzUsuń
  15. Może coś się stało...? Porozmawiajcie na spokojnie :*

    OdpowiedzUsuń
  16. Dziękuję Ci Genevieve za tak ciepłe słowa :*

    OdpowiedzUsuń
  17. No to mnie Majeczko pocieszyłaś! ;))

    OdpowiedzUsuń
  18. hahahhahhahahaa aleś trafił z tego Loch Ness akurat, kiedy się wyżalam :)) Fotografia mówisz? Tylko po co mi dowody?...

    OdpowiedzUsuń
  19. Tanyuśa!! ja to Cię po prostu lubię :) za asertywność też ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Tak myślisz Jutka? Byłoby wspaniale. Mam nadzieję, że jesteś dobrym prorokiem :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Świąteczny obyczaj ciekawy jest nadzwyczaj :-) ale myślę, że wszyscy mają podobnie, tylko w różnych konfiguracjach i nazwałbym to wszystko akrobatyką artystyczną :-)))))
    szczurek z loch ness
    ps. tak się zastanawiam jak u Ciebie tworzyć wątki komentarzy, bo jeszcze się nie rozejrzałem w opcjach, a dopisywanie zawsze na końcu jest jakies dziwne

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie da się tworzyć wątków komentarzy, albo jeszcze nie odkryłam tej możliwości. Co w sumie stwarza dodatkowy chaos. Ale jest głupie, przyznam.

    OdpowiedzUsuń