Jeszcze dzisiaj sobie pozwolę na trochę smutku i na kilka zdań pełnych żalu... Przepraszam Was, ale blog stał się dla mnie miejscem, gdzie mogę z siebie wyrzucić wszystko.
Dzisiejszy dzień jest dla mnie kolejnym punktem zwrotnym, kiedy zadaję sobie pytania o sens życia i o to, czy jestem gotowa stanąć w obliczu nieskończoności.
Nie jestem na to gotowa. Jeszcze nie teraz.
Ale czy ktoś w wieku lat trzydziestu jest na to gotowy? Czy ktoś mając tyle lat myśli o uregulowaniu spraw prawnych, finansowych, rodzinnych? To jest poniekąd nienaturalne... Można żyć w pełni i czerpać garściami, ile tylko się da, cieszyć się i wykrzykiwać światu, jak bardzo jest się szczęśliwym. Można... Można być tak szczęśliwym, że myśli się o sobie jak o kimś wiecznym...
Widziałam dzisiaj wielkich facetów zgiętych żalem. Widziałam dzisiaj czteroletnią dziewczynkę wskazującą rączka na trumnę i pytającą naiwnym, zdziwionym głosem, dlaczego panowie wsadzają tatę do dołu... Widziałam wszystko jak przez mgłę i z oddali.
Najlepiej jednak zapamiętałam słowa księdza, że musimy żyć tak, jakby jutra miało nie być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz