Pani dzisiaj szybkim truchtem musiała wparować na salę gimnastyczną. Dużą salę gimnastyczną. Ogromną. Truchtem, ponieważ gimnastyczna ma przeraźliwie śliską posadzkę. W dodatku pani lekko zdyszana tym truchtem była i wkurzona, bo tej dużej znaleźć długo nie mogła i o drogę pytać musiała. A wcześniej pani drogi owej nie poznała, bo i po co pani miała ją poznawać niby?
No i tak wparowała pani w tych obcasikach na gimnastyczną i nie przejmując się bynajmniej grającymi na niej chłopcami, wtruchtała pani na ten parkiet na tyle daleko, aby postać pani balkonowi ukazała się w całej okazałości i przekrzykując odgłosy dzikiej radości, trąbek i innych troglodycznych sprzętów meczom towarzyszących, nakazała swojej klasie zejść na dół i... wskazać Trenera. W sumie to pani mogła się domyśleć, że to ten wielki z gwizdkiem i wściekłą miną, którą na widok truchtającej po parkiecie gimnastycznej pani przybrał.
A potem... potem to już było tak: Trener to cynik, pani się cyników nie boi, Trenerowi się to spodobało, moi chłopcy więcej treningu w czasie moich lekcji mieć nie będą... No!
PS. Całkiem fajny ten Trener... idzie się z nim dogadać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz