piątek, 19 września 2008

w kożuszku, ale ze słonecznikiem...

    ... pani dzisiaj ze ślubnym i z parasolką za dwie godziny do wyjścia się skieruje, zostawiając drania w objęciach najszczęśliwszej. Prawdopodobnie słonecznik i długi kożuszek nie współgrają ze sobą, ani z parasolem, ale ponieważ dzisiaj ślub i wesele magicznej, to z samego już założenia nic normalnie być nie może. Dobrze, że ślubny pasuje do mnie - reszta jakoś się już sama dopasuje. Nawet to cieniactwo, które będę mieć pod kożuchem do pogody.
No tak... czyli dwie godziny? To czemu ja jeszcze nie pod prysznicem?... Mało czasu kruca bomba... mało czasu...

Tak więc pani dzisiaj będzie się bawiła i tańczyła i wino też pani będzie piła, no i jeszcze dużo, dużo innych rzeczy będzie pani robiła, albo i nie robiła. I wcale się pani nie zmęczy przy... klik, którym wszystkich zmęczyć musi. Zawsze. Na obcasach. W długiej spódnicy. Po północy. Dla zasady. Idę się pluskać. Bęc!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz