Pomalowałam właśnie paznokcie u rąk i dłonie inne stały się nagle. Błyszczące i widoczne, mimo że lakier bezbarwny. Rzadko je lakierem powlekam, ale dzisiaj i one o swoje dopieszczenie się upomniały. I tak robiąc sobie przerwę w rozkładaniu programu na czynniki pierwsze, aby zebrać je w całość jakimś kluczem wewnętrznym spiętą, przy kawie mocnej, czarnej, niemlecznej, lekko osłodzonej, sięgnęłam po buteleczkę z lakierem. Lubię dotyk pędzelka na płytce paznokcia. Chłodny taki i mokry, ale przyjemny ogromnie. I to skupienie też lubię, kiedy trzeba całą sobą skoncentrować się na czynności niby zwykłej, niby zbędnej, niby bezsensownej.
A teraz... dopijam kawę, maluję usta szminką bezbarwną, ale równie widoczną, zbieram podręczniki i biegnę uczyć. Młodzież i siebie.
PS. Czy już mówiłam Wam, że lat mi ubyło...?
klik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz