Jedna część mnie pada na pyszczydło i jedynie na umalowanych rzęsach się opiera całkowitemu przypłaszczeniu się do wykładziny. Druga część mnie cieszy się i chce skakać z radości, że ślubny wreszcie decyzje ostateczne podjął. Ale znajduje się we mnie też cząstka, która martwi się na zapas. Ponoć to moja specjalność. Możliwe... To tak prywatnie.
Ale zawodowo też jestem podzielona. Recytacji sobie darować nie mogę. Nie lubię, kiedy facet płacze. Tym sposobem kastruje się w moich oczach. Nawet jeśli ma lat naście. Z drugiej strony rozpiera mnie duma, bo właśnie sprawdziłam prace z konkursu polonistycznego. Wśród prac przeznaczonych mnie do sprawdzenia były prace moich dziewczyn. I sama im własnym podpisem dałam bilet do drugiego etapu. Duma? Radość? Ambicje własne? A może po prostu świadomość, że robię coś dobrego?
Ale jest jeszcze jedna cząstka mnie. Siedzi spokojnie. Jak nie ona. I zastanawia się, gdzie w tym wszystkim obecnie jestem ja. Nie chcę być wtłoczona w tryby i pozbawiona własnych podniet. Nienawidzę tego. Kupiłam dzisiaj śliczne buciki. Na obcasie. I nie chwalę się nimi... Nie pamiętam, kiedy piłam ulubione. Zaraz kilka osób mi przypomni, że na ostatnich weselach... Taaa... na weselach. A w domu? Przy jazzie? Nie pamiętam. I tak sobie myślę, że to chyba ten moment, kiedy pani musi się otrząsnąć. Papierologia za mną. Obcasy na właściwym miejscu. Nowe dostawiłam właśnie do szeregu. Ulubione na jutro zamówione u ślubnego. Nowe perfumy znalazłam dzisiaj. Jutro kupię. Moje. Jak nic moje. Na skórze rozeszły się pięknie. Obciąć włosy? Nie wiem. Chyba tak... Blondem je potraktować? A niby czym by innym...
Jeszcze tylko dzisiaj pomarudzę. Od jutra jestem już. Tak... jeszcze tylko dziś. klik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz