sobota, 4 października 2008

... powrót czerwieni i mnie...

    Usta dzisiaj umalowałam...

    ... zbyt dawno tego nie robiłam kolorem tak intensywnym...
Starannie obwiodłam kontur ust brązem i długo usta same pędzelkiem z karminem pieściłam. Dokładnie tak i z wprawą, która chyba we krwi mojej zakodowana.
I takie... moje się stały, choć dawne szalenie i zapomniane już niechcący.
I takie kobiece i pewne, niedomówień pozbawione, chociaż do niedomówień prowokujące.

    Znowu zaczęłam widzieć czerwień. Nie tą przytłumioną i stonowaną... Nie. Czerwień czerwoną, najczerwieńszą. Taką, która zmysły moje podsyca i emocje ukierunkować potrafi. Która rytm zaczyna tętnu nadawać i do zmian kolejnych prowokuje. I nawet czerwień w czerni swojej widzę i jej kobiecą stronę szanuję znowu.
Czerwień, która z czernią jedynie komponować się może.

    I powrót na półkę świętują perfumy dla blondynki zbyt ciężkie.
I głos zbyt pewny. I mimika, i gesty...
I spojrzenie, które już konflikt wywołało kilka dni temu ciemnością swoją, nieprzyjmujące kompromisu.

                                 ***
    Dawna ja wraca powoli, ale pewnie. Wraca i skutecznie rozgaszcza się w moim domu... Świadoma tego, co wokół i mnie świadoma również, chociaż ja sama jeszcze z lękiem patrzę na siebie, ale już z przyjemnością przeglądam szafę i sklepy akceptując to, co lekkie i kaszmirowe, czarne najchętniej i miękkie, o linii kobiecej, która podkreśla rozkloszowując się  w połowie łydki, z obcasem współgrając i szalem... klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz