Pani w sobotę buty nabyła. Wiem, wiem... Ja doskonale wiem, jak to Freud tłumaczy. Jednak on wszystko tak tłumaczy, więc wiele sobie z tego nie robię.
Zatem nabyła pani buty... Buty inne niż wszystkie, które pani nabywała do tej pory. Do tej pory bowiem, pani nabywała buty jedynie na obcasie. Wysokim obcasie, ewentualnie na koturnie. Czasem nabywała pani i buty na obcasie płaskim, jednak pod warunkiem, że i one obcas miały taki minimum pięciocentymetrowy. No pani tak po prostu ma i już... I jest to dla ogółu niezrozumiałe absolutnie, jak i dla pani samej.
W sobotę natomiast pani nabyła buty obcasa pozbawione zupełnie. Płaskie. Dzielące stopę od podłoża cienką warstwą czegoś jedynie, ale obcasa nieposiadające w stopniu minimalnym. Pani w osłupienie ogromne wprowadziła tym faktem własnego męża osobistego, który zaniemówił na widok owych tym bardziej, że buty pani wybrała welurowe, o sportowym kroju. Coś tam co prawda ślubny próbował zadziwiony powiedzieć, że takiego typu buty to chyba bardzo dawno temu nosiłam, ale zamilkł wiedząc, iż stąpać tym samym zaczyna po lodzie niesłychanie cienkim.
Dzisiaj pani ubrała dwulatka i siebie wyszykowała, w nowe cichobiegi wskoczyła i na zakupy pognała. Pognała to nawet całkiem adekwatne określenie, ponieważ na pierwszych schodkach zaraz po wyjściu z mieszkania pani nogi się w tych bezobcasowych zaplątały i pani przeskoczyła kilka stopni naraz, z trudem łapiąc równowagę.
Pani nawet zaklęła sobie w duchu szpetnie, niczym książę pan z jicinskiego zamku, łamiąc równocześnie jedno z przykazań dekalogu. Jakimś cudem udało się pani jednak opanować ruch stóp na schodach i jednocześnie zignorować uwagę drania, że w kapciach to się chodzi po domu.
A teraz oglądam buty i nowe i normalne moje i podejrzewać zaczynam, że mam schody źle wyprofilowane. To znaczy mam je wyprofilowane dobrze, tyle że tak obcasowo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz