Nie potrafiłam ostatnio dobrać słów. Przypominały albo świąteczne króliki z adhd, albo ociekały przesadnym cynizmem. I jedno i drugie wyglądało marnie... Od zawsze składam się z emocji i na nich jadę, nimi się popędzam, a ponieważ nie potrafiłam o nich napisać, nie pisałam nic. To jednak również męczy. A może zostały już we mnie tylko takie, które dla siebie zachowuję?
Kupiłam dzisiaj nowe perfumy. Znowu lekkie i z nutą cytrusów i pieprzu. Zbyt pozornie lekkie dla szatynki. A jednak intensywne i zostawiające ślad, który nie przytłacza. Nie chcę już przytłaczać.
Wyjęłam wczoraj wszystkie swoje wiosenne i letnie obcasy. Leżą jak ulał. Nawet te, których od kilku lat na stopy nie nakładałam. Klamerki błyszczą tak, jak powinny. I niosą... same, gdzieś. Dokąd? Nie mówią. Zdjęłam z nóg czerń. Kolor noisette jest nawet ciekawszy. Dużo ciekawszy. Nogi są delikatniejsze. Czuję się delikatniejsza. Nie muszę już być silna i zdecydowana.
Odbyłam dzisiaj dwie ważne rozmowy. Dobrze się stało, chociaż i jedna i druga miały inny scenariusz, niż przewidywałam. Jest dobrze. Jest lepiej. Mam ochotę na Preisnera i rozmowy i ulubione i wcale nie na sen i czuję, że oddycham. Przeponą... klik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz