Od dzisiaj wśród żywych już jestem. Istną reaktywację przeżyłam! Podkusiło mnie bowiem dzisiaj wstać z łóżka i przechodząc przez całe mieszkanie, wejść do kuchni...
No żesz!... co krok to zdrowsza byłam, temperatura coraz bardziej wyrównana, a ciśnienie z niskiego wyższe i wyższe! Nawet właściwy tembr głosu wrócił i w rękach wszystko utrzymać mogłam. Wszystko, tzn. płyn do mycia kuchenki i ścierę, odkurzacz, szczotkę, detergenty, wór ze śmieciami i wszystko pozostałe... Chłopakom się oberwało, mieszkanie pachnieć zaczęło, ale jakoś po takim zrywie głupio było wrócić do łóżeczka... I tym sposobem po odgrużeniu i odszczurzeniu mieszkania, wzięłam się za obiad.
Mężuś tylko kątem oka zerkał, że tak szybko stanęłam na nogi, a maluch trochę zasmucony, bo zabawki walające się wszędzie uprzątnąć musiał. W zasadzie to się nawet nie cieszyli z mojego cudownego powrotu do zdrowia...
PS. Uff... takich skurczów brzucha od porodu nie miałam... (Takiego zimna też od tamtego momentu nie czułam...) Nie wiem, co to było, ale nie polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz