Dzisiaj dopiero środa, a ja mam tak zakręcony tydzień, że chwilami myślę, iż trwa on już dni kilkanaście.
Widać po tygodniu refleksji i trudnych do zwerbalizowania myśli nastaje tydzień śmiechu i dziwnych sytuacji, aby bilans moich nastrojów mógł się zgodzić.
Wyszłam dzisiaj z Piotrusiem na krótki spacer.
Wychodzimy z bramy i... i pierwsza osoba, którą widzę to leciutkim krokiem idący metroseksualny (chyba) facet. No!!! myślę sobie... coś się zaraz wydarzy... toż to musi być omen - jak nic.
I się myśl sprawdziła. Niedługo. W sklepie. Tym ulubionym, od szpinaku.
Kupuję kilka produktów, a między nimi wafle ryżowe dla Piotrusia. Wykładam je z koszyka i słyszę jak pani stojąca przede mną mówi w przestrzeń, że za kupowanie dzieciom chipsów powinno się być skazywanym na kilka lat ciężkiego więzienia.
Ha!! Może to efekt mojej dzisiejszej migreny... Może to efekt dotąd nie odkrytej mojej niebotycznej asertywności... Może to przypadek...
Ale co by to nie było, pani usłyszała to i owo, a przede wszystkim, że za słowa własne odpowiedzialność brać należy w każdym wieku. Wyjęłam jej z koszyka stertę sosów w proszku i wytłumaczyłam, jaka jest ich zawartość.
Aż mi wstyd. Normalnie wylazł ze mnie jakiś Hyde...!
Co mnie jeszcze czeka w tym tygodniu? Oby tylko ból głowy minął, to dzielnie zniosę wszystko... i może nie nagadam żadnej starszej, wścibskiej, bezczelnej babie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz