Miałam dzisiaj sen... Piękny sen. Najwspanialszy ze wspaniałych. Takich wspaniałych z półki najwyższej...
Sen, który chciałam śnić i śnić i nie przerywać. Nawet wtedy, gdy świadomość śnienia zaczęła się wdzierać, sen mój trwał niezmieniony i piękny... Tak dobry, że nawet wtedy, gdy się obudziłam i zobaczyłam piękny poranek chciałam do tego snu powrócić. I mimo chęci na codzienne chwile własne o poranku z kawą w kubku i widokiem na słońce tańczące w witrażach katedry za oknem, chęć powrotu do snu zwyciężyła...
Powrotu w śnienie, jakiego dawno nie miałam. Oderwane od rzeczywistości, a jednocześnie realne ogromnie. Śnienie harmonijne i piękne, spokojne i rozmarzone.
Tym piękniejsze, że po przebudzeniu i kontemplacji, udało mi się do niego wrócić. I... zaczęłam śnić dalej...
Piękny sen dzisiaj miałam... Dawno tak dobre sny się mnie nie imały. Chyba jednak przyszło już do mnie wielkie pogodzenie ze światem, ze sobą, z Nią...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz