Dzień smutny i marudny jakiś taki... Rano długo od nocy oddzielić się nie chciał i ranek cały przy lampce spędziłam. Jedna kotka zwinięta w kłębek przy piecu dosypiała, druga owinięta wokół lampy solnej. Piotruś też jakoś tak niechętnie dzień dzisiejszy witał...
A ja na przekór całej szarości kolorami się dzisiaj bawię. Kolory łączę i przeplatam. Kładę kolorowe wełniane dywaniki raz tu, raz tam najodpowiedniejsze miejsce dla nich znaleźć próbując. Zmieniam poduszki na fotelach. Na stole postawiłam wielki flakon, a w nim umieściłam kwiaty - cięte, żywe, kolorowe. Róża czerwona i dwie żółte, gerbery pomarańczowa i różowa, lilia biała i fioletowe irysy.
Kwiaty cieszą oko i nastrój poprawiają. Nawet daruję im brak zapachu. Absolutny brak zapachu... Aż szkoda. Niby tym się od sztucznych różnią...
Z kolorami eksperymentuję i na sobie. Kupiłam cienie do powiek i próbuję je właśnie. Nakładam, łączę, przełamuję i próbuję coś ciekawego uzyskać. Hm... i wychodzi mi stale, że jednak biel perłowa i bardzo ciemny,opalizujący popielaty odcień najbardziej do mnie pasują... No cóż... wszak i to kolory...
PS. A do tego mam czarną kawę w białej filiżance i ciasto ananasowe... z kremem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz